
Naprawdę! Pod pobliskim mostkiem, w tym potoku ze śmieciami z kwietniowego numeru (podarty waciak dynda dumnie na misternej bobrzej konstrukcji z gałązek). Można je obserwować, nie strasząc i nie przeszkadzając. Dzieci wracają do domu całe podekscytowane, niosąc wióry i ogryzki, zadając kolejne pytania, zaczynające się od „dlaczego?”. Mamy ten komfort, że znamy wiele odpowiedzi, a jeśli nie, to zawsze można dopytać pana Piotra (Topińskiego, oczywiście). I właśnie z Piotrem rozmawialiśmy ostatnio o podstawowym błędzie w nauczaniu biologii i zagadnieniach podawanych dzieciom do przyswojenia: otóż zamiast wyjaśniać zjawiska, podaje się ich katalog. Nie jest to tylko polski problem, pamiętam wyczytaną u Richarda Feynmana opowieść o studiowaniu biologii na amerykańskim uniwersytecie: Feynman, wszechstronny geniusz i człowiek nieustannie zaciekawiony, co i rusz zadawał pytania, na które nikt nie znał odpowiedzi. Studenci z jego roku znali na pamięć wszystkie mięśnie kota, ale nie rozumieli mechanizmu ich działania, nie wiedzieli, co porusza chloroplasty w liściach i tak dalej. Potrafili katalogować zjawiska, ale nie pojmowali powodu ich istnienia.