Uczestniczyłam pewnego razu w koncercie jako słuchacz. Sala koncertowa wypełniona była po brzegi, scena również – orkiestrą symfoniczną. Nie pamiętam tytułu utworu, który wykonywano. Nigdy jednak nie zapomnę sytuacji, która miała miejsce w połowie koncertu. Oto w drugiej, wolnej części utworu, kiedy dyrygent wychodził z siebie, żeby zbudować napięcie, a muzycy pocili się, by pianissimo zabrzmiało cicho, jak najciszej, w teatralnej ciszy pauzy generalnej zabrzmiał… dzwonek Nokii. Kilkaset osób uczestniczyło w zbiorowym liczeniu: jeden sygnał, drugi, trzeci, kolejne… Właściciel telefonu albo nie wiedział, jak wyłączyć dźwięk, albo nie mógł go znaleźć. Napięcie muzyczne ulotniło się natychmiast. Bardziej nerwowi słuchacze posykiwali, kręcili głowami ze zgorszeniem, ale muzyka trwała nadal. W końcu znana melodyjka ucichła. Uff, odetchnęliśmy z ulgą! Niestety osoba, która chciała skontaktować się z właścicielem telefonu, była konsekwentna. Po paru melodyjnych frazach dźwięk telefonu zabrzmiał ponownie. Przez salę przeszedł pomruk dezaprobaty. Znowu odliczaliśmy sygnały, a właściciel telefonu prawdopodobnie zamierzał po raz kolejny „przeczekać” i udać, że „to nie mój”. Nagle ręka dyrygenta zamarła w pół gestu, wraz z nią znieruchomiała cała orkiestra, zamilkła prześliczna kantylena, a w ciszy olbrzymiej sali, wypełnionej kilkusetosobową publicznością (i dźwiękiem Nokii) ze sceny padły słowa: WY-ŁĄCZ-WRESZ-CIE-TEN-TE-LE-FON!
Zapewne wielu Czytelników znalazło się w podobnej sytuacji na koncercie, w teatrze czy kinie. Ile razy siedzący za nami „sąsiad” odwijał cukierki z papierków podczas cichych kantylen, mały meloman tupał miarowo w fotel, wybijając swój własny (niekoniecznie spójny z solistą) rytm, albo starsza pani komentowała scenicznym szeptem ubiór solistki. Niejeden został zadeptany przez spóźnialskiego, który za wszelką cenę, mimo trwającej uwertury, próbował dostać się do wykupionego miejsca w połowie rzędu. Czy nie poczuliśmy zażenowania, kiedy po koncercie rozentuzjazmowany meloman wkroczył na scenę, by wręczyć soliście kwiaty… owinięte w papier i ogonkami do góry? Przykłady faux pas można mnożyć i przytaczać. Zdarzają się wielu dorosłym, którzy często (o zgrozo!) tłumaczą je prawem do życia po swojemu. Konsekwentna mama wytrzyma do końca utworu z rozwrzeszczanym maleństwem, w imię posłuszeństwa i „dobrego” wychowania, nie zdając sobie sprawy, że tym samym psuje wszystkim uczestnikom koncertu odbiór i przeżycie muzyki. Zatwardziały krytykant będzie komentował każde zwolnienie, próbując dowieść swojego muzycznego gustu. Cierpliwy tata odpowie na każde, zadane na pół sali, pytanie swojego dziecka. Te sytuacje wynikają z braku świadomości, że podobne zachowania przeszkadzają innym i odbierają im przyjemność obcowania z dźwiękiem i ciszą.
Edukacja muzyczna nie jest li tylko procesem zdobywania umiejętności instrumentalnych. Do niej należy cała gama reguł wraz ze swego rodzaju rytuałem związanym z uczestnictwem w życiu koncertowym na scenie i sali koncertowej. Znajomość zwyczajów i dobrych manier pozwala swobodniej poruszać się w gronie melomanów, stanowi również niezbędną bazę dla przyszłych muzyków i muzykantów. Dlatego im wcześniej zapoznamy z nimi nasze pociechy, tym łatwiej będzie im wkroczyć w życie muzyczne bez onieśmielenia i wstydu. Przy okazji studiowania muzycznego savoir-vivre’u możemy uzupełnić własne braki i praktycznie przygotować przyszłe pokolenia melomanów, dla których szacunek wobec muzyki i występujących artystów stanie ponad demokratycznym prawem do własnych, oryginalnych i niekoniecznie kulturalnych zachowań.
SAVOIR-VIVRE SŁUCHACZA
Koncert jest dla wykonawców i słuchaczy wydarzeniem niecodziennym. Większość imprez kulturalnych o szczególnej randze odbywa się w dniu wolnym od pracy. W wielkich miastach oferta koncertowa jest jednak na tyle bogata, że wydarzenia organizowane są w dni powszednie. Mimo to trzeba pamiętać, że przestrzeń muzyki jest obszarem sztuki. Dlatego wybierając się na koncert, podkreślmy swoim ubiorem wyjątkowość tego wieczoru. Przede wszystkim poczujemy się odświętniej, a poza tym nie będzie nam nieswojo, czując na sobie krytyczne spojrzenia „wyrobionych” bywalców sal koncertowych. Elegancki strój będzie wyrazem szacunku wobec wykonawców, niezależnie, czy są nam znajomi, czy obcy.
Dobrze jest zjawić się w miejscu koncertu na kwadrans przed rozpoczęciem wydarzenia po to, by pozostawić wierzchnie okrycie w szatni, zakupić program i zająć swoje miejsce, zanim rząd się zapełni. Nie jest ani wygodne, ani dobrze widziane trzymanie płaszcza na kolanach podczas występu („bo muszę wcześniej wyjść”). Zajmuje on miejsce, blokując przejście między rzędami. Zadbajmy też o to, by otrzymane w szatni żetony z numerem naszego wieszaka, umieścić w torebce lub kieszeni. Nie ma nic gorszego dla artysty na scenie niż odgłos upadających co parę minut na podłogę żetonów.
Nie oszczędzajmy na zakupie programu. Można dowiedzieć się z niego nie tylko, czego będziemy słuchać, ale też kim są wykonawcy i jaka jest koncepcja oraz przesłanie wydarzenia. Młodzi adepci sztuki muzycznej najczęściej kolekcjonują programy wysłuchanych koncertów, a największą wartość mają te z autografem lub osobistą dedykacją solisty bądź dyrygenta. Można wklejać je do specjalnego albumu lub oprawiać w ramkę. Umieszczona w miejscu ćwiczeń młodego instrumentalisty kolekcja jest doskonałą motywacją do pracy i samorozwoju.