Echo – kto się z nim nie bawił podczas spacerów? Zapytywane co i raz przez kolejne pokolenia cierpliwie odpowiadało na pytania: „Kto zerwał jabłko z drzewa?!” „Ewa! Ewa! Ewa!”; „Kto chodzi do przedszkola?” „Ola! Ola! Ola!”. Zjawisko echa ciekawiło ludzi już od zarania dziejów. Pewnie czasem bawiło. Pozwalało usłyszeć ludzki głos przychodzący z innego źródła niż ludzkie gardło. Później musiało być jedną z inspiracji do tego, by poszukiwać sposobu zapisania dźwięku. Najstarsze malunki na ścianach jaskiń, czyli pierwsze próby „uchwycenia chwili w obrazie”, sięgają dziesiątek tysięcy lat wstecz. Z utrwaleniem dźwięku było znacznie trudniej. Pierwsze udane próby to dopiero druga połowa XIX wieku. Francuski zecer i księgarz, Édouard-Léon Scott de Martinville, wynalazł pierwsze znane i opatentowane w 1857 roku urządzenie do zapisu dźwięku – nazwał je fonautografem. Wydrapywało ono linię melodyczną rylcem wprawionym w ruch przez fale dźwiękowe z pomocą tuby i membrany. Rylec zostawiał ślady na papierowym cylindrze poczerniałym od dymu z lampy naftowej. Pierwsze nagranie francuskiego zecera, które udało się odtworzyć dopiero po 150 latach (!), to zapis znanej francuskiej kołysanki Au claire de la lune . Nagranie miało miejsce w 1860 roku, ale dopiero od 2007 roku, dzięki wytężonej pracy dwóch współczesnych naukowców i możliwościom komputerowym każdy może dziś posłuchać tych dźwięków chociażby na platformie YouTube. Posłuchajcie całości – trwa zaledwie minutę. To jakby kilka prób, coraz wyraźniejszych, aż w końcu słyszymy głos i słowa śpiewającego księgarza. Robi wrażenie!
Fonautograf, fonograf, gramofon i...
W 1877 roku swój wynalazek zademonstrował Thomas Alva Edison. Jego fonograf składał się z diamentowej igły, cylindra z folii cynowej zakładanego na stalowy walec i dużej tuby, która pełniła funkcję i mikrofonu, i głośnika – ten wynalazek umożliwiał już odtwarzanie dźwięku. Nie było jednak sposobu na kopiowanie takiego nagrania „wyrzeźbionego” na folii cynowej. Od 1888 roku dwuminutowe nagrania udawało się zapisywać na cylindrach woskowych, a od 1908 – na wałkach celuloidowych, które mieściły już nagrania czterominutowe. Jakość tych ostatnich była całkiem dobra, a za pomocą matrycy można było wytłoczyć wałki z kopią nagrania w ilości kilku tysięcy. Kolejnym krokiem w ulepszaniu nagrań była płyta gramofonowa wynaleziona przez Emila Berlinera. Tłoczyć je można było w zdecydowanie większych nakładach. Pierwsze płyty gramofonowe z nagraniami charakteryzowała duża ilość szumów, co było spowodowane dużą ziarnistością materiału (ebonitu, otrzymywanego w wyniku wulkanizacji kauczuku). Ebonit z czasem zastąpiono szelakiem (odmianą naturalnej żywicy pozyskiwanej z wydzieliny czerwców – owadów żyjących w Indiach i Tajlandii na drzewach szelakowych.
Udoskonalano też sam odtwarzacz! Nowsze gramofony miały stabilniejsze obroty, a od 1902 roku pojawiło się w nich ramię, które dawało nową jakość nacisku na płytę w porównaniu z bezpośrednim naciskiem tuby. Gdy w latach 20. XX wieku do nagrywania na płytach gramofonowych zastosowano metodę elektryczną, fonografy zaczęły odchodzić do lamusa. Ruszyła na całego produkcja płyt z polichlorku winylu. Kolejne kroki w celu poprawy jakości nagrań i odsłuchu były nakierowane na efekt stereofonii. A następne to już dążenie do efektu Hi-Fi.
Who took my casette player?
Piosenka niemieckiej piosenkarki Leny „My casette player” z albumu o tym samym tytule wyraża sentyment do „kaseciaka”, który wyszedł z powszechnego użycia. Kasety, podobnie jak płyty winylowe, pozwalały nagrywać dźwięk analogowo. Kasetę magnetofonową zaprezentowała znana firma w 1963 roku. Taśma magnetyczna, podobnie jak płyty winylowe, pozwalała nagrywać dźwięk analogowo. Różnicę między wszechobecnym dziś dźwiękiem cyfrowym a analogowym łatwo rozpoznać. Dźwięk nagrań ciągłych odbieramy zupełnie inaczej niż zapis maszynowym językiem binarnym. Każdy rodzaj nagrań ma swoje plusy i minusy, o czym zapewne bez końca mogliby rozprawiać znawcy tematu, nie mówiąc już o audiofilach. Ja chciałabym w tym miejscu przejść do nieco innego tematu.