Ach, plany… W tym numerze przeczytacie wiele o tym, jak je tworzyć, jak realizować i ogólnie – jakie korzyści płyną z posiadania planów. Ja jednak występuję tu jako adwokat opcji alternatywnej: zdezorganizowania, krótkowzroczności i beztroski. Brzmi kusząco, nieprawdaż? Pomyślcie – naturą przyszłości jest nieprzewidywalność! I chociaż da się ją oswoić solidnym planem, dzięki któremu przestanie być przerażająca, to czy nie staje się przy okazji beznadziejnie nudna? Spójrzmy chociażby na filmy – jeśli przedstawiono nam, jaki plan mają bohaterowie, oznacza to, że coś na pewno pójdzie nie tak. Oglądanie bezproblemowej realizacji znanego nam z góry scenariusza nie byłoby zbyt interesujące…
Chciałbym jednak spojrzeć na to zagadnienie trochę poważniej, bo uważam, że postawa rezygnacji z tworzenia długoterminowych planów nie jest tak absurdalna, jak się wydaje. Chociaż nie tak uniwersalnie zawodne, jak te filmowe – plany zawsze narażone są na niepowodzenie. Zresztą świat zmienia się coraz prędzej i nasze plany oraz cele, nawet te o największym prawdopodobieństwie sukcesu, mogą okazać się zupełnie niepasujące do nowej rzeczywistości. Dlatego też, gdy niektórzy potrzebują konkretnej koncepcji na przyszłość, by czuć się bezpiecznie, w innych to ona właśnie zasiewa obawę i niepokój. Nie chcę tu w każdym razie przedstawić filozofii uniwersalnej, jedynie jedną z opcji, która będzie pasować tylko części ludzi i tylko w pozwalającym na to okresie życia. Jeśli więc proponowany przeze mnie brak struktury brzmi raczej przerażająco niż kusząco, to widocznie nie jest to propozycja dla was… Niemniej zachęcam do wspólnego zgłębienia zalet takiego stylu życia, by lepiej zrozumieć tych, którzy planować nie mogą, nie chcą lub nie umieją.