Miało być tak magicznie. Choinka, prezenty, wyszukane dania na pięknie przystrojonym stole. A dziecko płacze, marudzi, histeryzuje, wchodzi w konflikt z rodzeństwem o zabawki. Nie chce się przywitać z babcią i krzyczy, że chce wrócić do domu.
Święta: magiczne czy pełne napięcia?
Często marzą nam się magiczne święta – czas pełen miłości, radości, odpoczynku po całym pracowitym roku (i pracowitych przygotowaniach). A tymczasem bywa inaczej – nierzadko to właśnie w święta pojawia się więcej spięć i konfliktów, a zachowanie naszych dzieci nas zaskakuje, nieraz wręcz niepokoi i zawstydza (bo jak niby mamy wyjaśnić dawno niewidzianej babci, że na co dzień tak się nie zachowują i nie doświadczają aż tak intensywnych emocji?).
Święta mogą być wspaniałym czasem – czasem odpoczynku, odbudowania więzi rodzinnych i radosnego bycia razem. Jednak mogą być też niełatwe dla dziecka, którego układ nerwowy automatycznie reaguje na przedświąteczną gorączkową atmosferę, zmianę rutyny i wiele innych stresorów. I pod wpływem tego napięcia zachowuje się inaczej (często gorzej) niż zazwyczaj. Na przykład wyrywa bratu z rąk jego nowy prezent i krzyczy, że też chce taki (chociaż nigdy nie bawi się klockami Lego), a wymarzonym pluszakiem, który właśnie dostał, rzuca o ścianę.
Bywa, że trudno nam pojąć takie zachowania. Zachęcam jednak, by im się przyjrzeć jako reakcjom stresowym, jak zaleca Stuart Shanker, twórca podejścia Self-Reg opartego na samoregulacji.
Co samoregulacja ma wspólnego ze świętami i czym stresują się dzieci?
Podejściem, które nadal dominuje w naszej kulturze i psychologii (chociaż powoli to się zmienia), jest podejście oparte na samokontroli i założeniu, że każdy zawsze ma wpływ na swoje zachowanie, a więc może się zachować inaczej, ale zwyczajnie „nie chce”. Stąd często odwołujemy się do kar lub konsekwencji zachowań, nagród, napominania, strofowania, przypominania, jak się powinno zachowywać itd.
A tymczasem odkrycia neurobiologii i współczesnej psychologii pokazują, że zachowania mają „drugie dno” – leżące pod nimi napięcie i automatyczne reakcje układu nerwowego. W krytycznym momencie, kiedy napięcie i pobudzenie sięgają zenitu oraz wyczerpują się zasoby energii potrzebne do radzenia sobie ze stresorami (czyli praktycznie wszystkim, co nas otacza), następuje nagłe „przełączenie się” układu nerwowego na inny tryb – tryb przetrwania: reakcję walki lub ucieczki albo zamrożenia.
Wtedy często następują reakcje takie jak: krzyk, bicie, marudzenie, histerie, upieranie się przy swojej racji, ale także wycofanie, które bywa odbierane jako nieśmiałość, np. dziecko chowa się pod stołem czy ciągnie nas za rękę, że chce już stąd iść. Dziecko w takim stanie często nie słucha (lub nie słyszy) tego, co mówimy. W takich momentach, by wrócić do równowagi, dziecko potrzebuje nie napominania (bo nie ma już zasobów energii na samokontrolę), ale spokojnego dorosłego obok, poczucia bezpieczeństwa i zmniejszenia liczby bodźców wywołujących reakcje stresowe.
Ale jaki stres? W święta?
Można by zapytać: „Ale czym takim stresują się nasze dzieci? Przecież to święta, prezenty, jest fajnie, rodzinnie”. Warto pamiętać, że każdy odbiera świat nieco inaczej. A poza tym, stres w ujęciu Self-Reg, które nawiązuje do koncepcji Cannona i Selye’go, to wszystko, co wytrąca nas z równowagi, wszystko, co wymaga reakcji układu nerwowego.
Dla dzieci świat jest o wiele mniej zrozumiały niż dla nas. Wiele rzeczy jest dla nich nowych i nieznanych. Układy nerwowe dzieci dopiero dojrzewają i często reagują na różne bodźce (nawet takie jak niewinne dla nas, dorosłych, zapachy i dźwięki) – i to dzieje się na poziomie biologicznym.
W chwili, kiedy pojawia się taki nieznany, niepokojący bodziec, w ciele natychmiast zaczynają działać hormony stresu: adrenalina i kortyzol. Następuje mobilizacja organizmu do walki lub ucieczki – przyspiesza bicie serca i oddech, napinają się mięśnie. Zwiększa się też pobudzenie – u dzieci często objawia się to przyspieszonymi ruchami, głośniejszym tonem głosu. Jeśli zaś stres jest większy, organizm przełącza się na reakcję zamrożenia – tu już znika mobilizacja, pojawia się bezruch.
Warto pamiętać, że nie tylko „negatywne” bodźce powodują stres. Zresztą każdy odbiera świat inaczej – co dla jednej osoby jest normalne i nie budzi żadnych uczuć albo nawet jest relaksujące, dla kogoś innego bywa olbrzymim stresorem (np. dla mnie – masaż). Źródłem stresu dla dziecka mogą być sytuacje, które my odbieramy jako przyjemne, a nawet takie, które są dla nich samych potencjalnie przyjemne, ciekawe i ekscytujące. Dlatego wizyta Mikołaja i oczekiwanie pełne napięcia może wywołać histerię i chęć ucieczki, kiedy już pojawi się pan w czerwonej czapce z prezentami.
Reakcje dzieci są w takich momentach zupełnie nieracjonalne i nieraz trudne do wyjaśnienia, pozornie niezwiązane bezpośrednio ze stresorem, który je wywołał. Na przykład jednym ze źródeł stresu bywa głód, choć dziecko może zaprzeczać, że jest głodne, bo nie rozpoznaje sygnałów głodu, a równocześnie awanturuje się o „drobiazg”, chociażby o to, że ktoś powiesił kalendarz nie w tym miejscu, w którym chciało.
Co więc stresuje nasze dzieci (i nas samych)? Święta z perspektywy Self–Reg
Przede wszystkim ś więta zazwyczaj wiążą się ze zmianą codziennej rutyny – może męczącej, ale jednak znanej. Wszystko jest inaczej, wszystko jest nowe. A nowe, nieznane, nawet jeśli w zamyśle fajne, mobilizuje organizm i wywołuje alarm w układzie nerwowym.
Stuart Shanker w podejściu Self-Reg wyróżnia 5 obszarów stresu: biologiczny, emocji, poznawczy, społeczny i prospołeczny. Przyjrzyjmy im się zatem dokładniej w kontekście Ś wiąt, bo to może nam pomóc zrozumieć zachowanie dziecka, znaleźć przyczynę, ale także zorganizować święta tak, by nie było nadmiaru bodźców.
Ciało i zmysły podczas Świąt przeżywają nadmiar bodźców
W obszarze biologicznym stresorami mogą być bodźce zmysłowe oraz to, co się dzieje z naszym ciałem (czy jesteśmy wyspani, najedzeni, wypoczęci, zdrowi itp.). Podczas Świąt wszyscy doświadczamy bogactwa bodźców sensorycznych – dla nas mogą one być przyjemne, dla dziecka zbyt intensywne, nowe i niepokojące. Zresztą i my, dorośli, bywamy w tym okresie mocno przebodźcowani, a źródłem mogą być na przykład:
- dźwięki – telewizor, radio w samochodzie, rozmowy wielu osób na raz, kolędy czy odgłosy silnika podczas dłuższej podróży
- zapachy różnych dań, środków do mycia podłóg, ubrań członków rodziny, a nawet inny zapach w czyimś domu (a dzieci niestety bywają w takich sytuacjach szczere, a nam potem wstyd, bo babcia usłyszała, że w jej domu śmierdzi)
- nowe smaki i wygląd świątecznych dań (nie dziwmy się więc, że dziecko odmawia spożycia naszej ulubionej sałatki)
- duuuużo bodźców wzrokowych, takich jak choinka, świąteczny wystrój wnętrza, migające światełka, zbyt wiele kolorów, zbyt jasne lub zbyt ciemne wnętrze
- dotyk, zwłaszcza osób mniej znanych dziecku niż mama i tata (pamiętajmy, że dziecko ma prawo odmówić całusa czy przytulenia na powitanie osoby, której nie zna lub dawno nie widziało, bo to dla niego za dużo, co nie zawsze, niestety, rozumieją niektórzy członkowie rodziny)
- sztywność odświętnych ubranek i ładnych rajstopek, metki z nowych ubrań
- konieczność pozostawania długo w bezruchu (np. w foteliku samochodowym, w zapiętych pasach).
Źródłem stresu biologicznego może być też zmęczenie, głód, nadmiar cukru (tzw. huśtawka glukozowa, gdy po słodkim cieście poziom glukozy gwałtownie rośnie, a potem równie gwałtownie spada) czy przejedzenie i związany z nim ból brzucha.
Intensywność świątecznych emocji i dużo nowych, nieprzewidywalnych zdarzeń
Również w obszarze emocji w trakcie świąt jest zazwyczaj bardzo intensywnie. Warto pamiętać, że nawet emocje, które odbieramy pozytywnie (zaciekawienie, ekscytacja, silna radość), jeśli są intensywne i następują jedna po drugiej, mogą wyczerpać zasoby energii dziecka i wywołać histerię. Do tego często dokłada się napięcie przed spotkaniem rodzinnym. Dzieci mogą odczuwać także lęk (np. przed długą brodą wujka, donośnym głosem cioci lub przed dziwnym panem w czerwonym ubraniu z białą brodą i workiem na plecach), rozczarowanie, że prezent, na który tak długo czekały… nie jest aż tak wspaniały, jak wydawał się w reklamie. I całą gamę innych emocji.
W obszarze poznawczym z kolei stresorami jest wszystko, co nowe, nieprzewidywalne, nieznane, zaskakujące. Dziecko może mieć trudności z przetworzeniem bodźców, jakie do niego docierają. Bywa, że dodatkowo rodzina prosi o to, by powiedziało wierszyk czy zaśpiewało piosenkę, którą zna z przedszkola. Warto pamiętać, że wykazanie się umiejętnościami w takim momencie, kiedy wokół jest mnóstwo rozpraszających bodźców, może być dla naszej pociechy naprawdę trudne.
Relacje społeczne jako źródło stresu
Również w obszarze społecznym i prospołecznym dużo się dzieje. Obszar społeczny to obszar norm i rozumienia innych ludzi, obszar prospołeczny zaś to obszar związany m.in. z empatią i współodczuwaniem, a także poczuciem sprawiedliwości i rozróżnianiem dobra od zła.
W obszarze społecznym stresorami świątecznymi mogą być następujące rzeczy:
- tłum ludzi
- nowe twarze (albo znane, ale rzadko widywane, zapomniane)
- wyraz twarzy, którego dziecko nie rozumie (a najbardziej przyzwyczajone jest do mowy ciała rodziców czy opiekunów, więc minę innego członka rodziny może mu być trudniej rozszyfrować).
Dzieci wyczuwają też napięcie innych i ono się im udziela. Alarm w układzie nerwowym dziecka może więc wywołać na przykład to, że dziecko słyszy podekscytowane głosy podczas rozmów przy stole, głośny śmiech albo widzi napiętą twarz mamy lub taty w reakcji na to, co powiedział ktoś z rodziny (a my przecież także przeżywamy nasze własne emocje w święta, bywa że związane z zaszłościami i historiami rodzinnymi), ich zmęczenie czy irytację, z których nawet czasem sami nie zdajemy sobie sprawy, przyzwyczajeni do życia w stresie i ignorowania własnych uczuć, bo coś „trzeba”.
Kontakt i relacja są ważne
Dzieci mogą odczuwać rosnące napięcie także dlatego, że przed świętami trudno o pełną dostępność emocjonalną i kontakt z rodzicem. Bywamy bowiem zabiegani i zajęci przygotowaniami. Dzieci potrzebują czuć na sobie wzrok rodzica i jego reakcje – niekoniecznie cały czas, jednak to ważne, byśmy byli receptywni na ich sygnały. To często wcale nie jest łatwe, kiedy nam samym towarzyszy stres związany z obawą o to, czy zdążymy ze wszystkim i czy przygotujemy wszystko „wystarczająco idealnie”. (Zwłaszcza jeśli robimy to po raz pierwszy, a ma nas odwiedzić ktoś z rodziny). W święta zaś często biegamy od kuchni do stołu, oglądamy coś w telewizji, rozmawiamy z kimś innym. I płacz, złość, krzyk bywają przede wszystkim wołaniem o kontakt. O nasze zatrzymanie się przy dzieciach.
Dlatego podczas przygotowań i świętowania warto pozostać w kontakcie z dzieckiem i być na nie uważnym. Nawiązujmy kontakt wzrokowy i sprawdzajmy, co się dzieje z naszą pociechą. Zachęcajmy do wspólnego gotowania (choć będzie zapewne bardziej czasochłonne, może stać się źródłem radości i zbuduje między wami jeszcze lepszą relację). A w trudnych chwilach znajdźmy czas i przestrzeń (najlepiej ciche miejsce, w którym będziemy z dzieckiem sam na sam i gdzie docierać będzie mniej bodźców), aby emocje opadły.
Po prostu być i użyczyć swojego spokoju
Warto pamiętać, że w takich chwilach dzieci potrzebują poczucia bezpieczeństwa i ukojenia, nie strofowania i przywoływania do porządku. Potrzebują usłyszeć nasz ciepły, łagodny głos, poczuć łagodne spojrzenie i kontakt emocjonalny. Potrzebują naszej empatii i zrozumienia, że w takiej chwili jest im po prostu źle. I sygnalizują to tak, jak potrafią – swoim zachowaniem. Oczywiście, można potem porozmawiać o całej sytuacji i postawić granice. Jednak zanim porozmawiamy, dziecko potrzebuje wrócić do równowagi – inaczej nie usłyszy albo nie zapamięta, o czym mówimy.
Warto pamiętać, że dzieci zachowują się źle, kiedy czują się źle. A my, dorośli, możemy być ich bezpieczną przystanią. Kimś, kto z reakcji walki lub ucieczki przywróci je do reakcji zaangażowania społecznego. Kimś, kto pomoże im przywrócić równowagę, a dzięki temu położy kolejną cegiełkę w ich nauce samoregulacji – i kiedyś będą potrafiły zrobić to same dla siebie.
W chwilach, kiedy widzimy, że nasze dziecko doświadcza silnych emocji lub jest pobudzone, warto poszukać spokojnego cichego miejsca. Dobrze, jeśli uda nam się zabrać dziecko, zanim cała rodzina zacznie dywagować i doradzać, jak należałoby je potraktować. A jeśli już to się stanie, warto stanąć po jego stronie, wyjaśniając spokojnie (o ile będziemy w stanie), że po prostu było za dużo bodźców i poczuło się źle.
A skąd mam wziąć spokój w sobie?
Pojawia się pytanie: jak pomóc samemu sobie w roli rodzica? Przecież i my nieraz wcale nie mamy się lepiej, mamy ochotę krzyczeć i uciec jak najdalej od świątecznego zgiełku. Przede wszystkim warto odwołać się do najprostszych rzeczy – własnego ciała i oddechu. Tym, co uspokaja, jest dłuuuugi wydech. Warto przez moment skupić się na ciele, poczuć stopy na ziemi i w wyobraźni „zapuścić korzenie” albo wyobrazić sobie, że jesteśmy jak góra.
Warto też zadbać, na ile to możliwe, o to, by i dla nas święta były jak najmniej stresujące – znaleźć chwilę na spacer, ruch fizyczny, przyjemność. Dobrze jest zrezygnować z nadmiaru i odpuścić część perfekcjonistycznych standardów. Bo Boże Narodzenie ma być dla nas – nie dla okien, podłogi, 12 idealnych dań. A zamiast wiele godzin siedzieć za stołem, bo tak wypada, można zaproponować całej rodzinie spacer, bitwę na śnieżki albo planszówkę. A może znajdziecie jakiś jeszcze inny, wasz, sposób na przyjemne święta?