„Zacznij mówić swobodnie po angielsku, bez strachu przed popełnieniem błędu” – tak brzmi hasło Językodajni. Dlaczego?
W Językodajni mówimy uczniom: To jest to miejsce, gdzie możesz czuć się bezpieczny. Trafiają do nas osoby, które mają obawy przed popełnieniem błędu, które czują, że ich poziom języka obcego jest niedoskonały, i potrzebują przestrzeni, gdzie mogą nad tym popracować bez poczucia winy i wstydu.
Ale skąd się ten strach bierze? Dlaczego ludzie boją się mówić w obcym języku?
Strach jest jedną z podstawowych emocji i ma swoje źródło w instynkcie przetrwania. W filmie Siedem uczuć Marka Koterskiego dobrze widać tę i pozostałe kluczowe dla człowieka emocje. Koterski świetnie pokazuje, że my, dorośli, mamy w sobie dziecko, takie dorosłe dziecko, które potrafi się spontanicznie i radośnie cieszyć życiem i doceniać chwile, ale to dziecko jest też pełne emocji, które w dorosłym życiu uczymy się wypierać. I im bardziej je wypieramy, tym bardziej nas dopadają. O tym jest ten film i myślę, że o tym jest też w znacznej mierze Językodajnia. Chodzi o to, że my te emocje w sobie mamy, tylko nie zawsze w procesie uczenia się znajdujemy przestrzeń, w której moglibyśmy je bezpiecznie odsłonić. Są osoby, które przychodzą do nas i dopiero po jakimś czasie przyznają, że mają w sobie poczucie winy, że nie uczyli się więcej, albo że wstydzą się mówić przed znajomymi czy przed współpracownikami, albo boją się, że się ośmieszą, że ktoś ich oceni.
A czy ten strach, to poczucie winy i wstydu nie bierze się stąd, że te osoby słyszały od swoich rodziców: Ucz się! Albo: No widzisz, mówiłam, że trzeba się było uczyć!
Tak. To jest taka figura wewnętrznego rodzica, powiązana z rodzicem prawdziwym, z opiekunami i nauczycielami, których mieliśmy w życiu. Ten wewnętrzny rodzic mówi nam: Czego oczekujesz, skoro się nie uczyłeś? albo: Trzeba było robić prace domowe, co ty sobie wyobrażasz! Ten karcący głos to zlepek różnych głosów, które słyszeliśmy w dzieciństwie, w młodości. Naprawdę zaczynamy wierzyć, że już się nigdy nie nauczymy. I my w Językodajni rozbrajamy tę bombę.
Na ile jest to kwestia tych zinternalizowanych głosów z zewnątrz, a na ile samodzielne uświadomienie sobie logicznej konsekwencji, że coś się zrobiło, a czegoś zaniechało?
Różnica z pewnością polega na sposobie mówienia i myślenia o sobie i do siebie, bo jeżeli używam wyrażeń typu „To jest moja wina”, to jest to odwoływanie się do tego karcącego głosu w nas. Natomiast jeżeli zauważam logiczne konsekwencje mojego postępowania: Nie uczyłem się, więc nie umiem. Jak zechcę, to będę mógł to zmienić. Zacznę się uczyć, to będę umiał . To już jest zupełnie coś innego. To już jest dorosła, trzeźwa ocena sytuacji.
Czy strach przed mówieniem ma jakiś związek z predyspozycjami psychicznymi, z osobowością?
Może tak być, ale nie musi. Osoby, które do nas trafiają i deklarują blokadę oraz lęk przed mówieniem, to nie zawsze są osoby bardziej wrażliwe, lękliwe czy introwertyczne. Czasami przyczyną blokad czy lęków jest perfekcjonizm. Na przykład: dzieci perfekcjoniści są kujonami. Ja sama byłam takim kujonem i przez całą szkołę podstawową (na szczęście potem z tego wyrosłam) bardzo wysoko stawiałam sobie poprzeczkę. Ma to oczywiście swoje pozytywne strony, ale ma też tę ciemną: blokuje w rozwoju. W Językodajni uczymy, że wystarczy być „wystarczająco dobrym”. Że z tym good enough można zrobić dużo dobrych rzeczy.
Mówienie – nie tylko w języku obcym – sięga do różnych ważnych aspektów w naszym życiu. Język jest przecież naszym podstawowym narzędziem komunikacji ze światem. Ze światem zewnętrznym, ale też z sobą samym, i dlatego, gdy ktoś się odblokuje, to w jego życiu zmienia się bardzo wiele. Odblokowywanie barier w mówieniu idzie ręka w rękę z ogólnym otwieraniem się, nabieraniem swobody. W samym sercu metody, którą stosuję, jest właśnie swoboda. Dążymy do znalezienia takiego miejsca w sobie, w którym jest nam dobrze, w którym nie czujemy nadmiernych nacisków, dobrze funkcjonujemy, realizujemy swoje ambicje, ale nie zamęczamy się tym i potrafimy spojrzeć na siebie z dystansu. Coś w nas wtedy puszcza, słowa płyną, komunikacja staje się bardziej naturalna i autentyczna.
Przy okazji uczenia języka robicie psychoterapię?
To ciekawe, bo moją książkę Jak wreszcie zacząć mówić w języku obcym? recenzował między innymi Wojciech Eichelberger. I kiedy napisał w swojej recenzji, że metoda, którą w książce opisuję, ma w sobie elementy psychoterapeutyczne, to ja go wręcz poprosiłam, by to usunął. Nie jestem przecież terapeutą, tylko filologiem. Jednak Eichelberger zadeklarował, że swoich słów nie wycofa, gdyż głęboko wierzy w siłę tego podejścia. To było dla mnie bardzo budujące.