Jako dziecko, kiedy po raz pierwszy wyraziłam chęć gry na skrzypcach, usłyszałam, że to bardzo trudne zajęcie i nie będę miała na nie czasu – ani ja (idąca do pierwszej klasy szkoły podstawowej), ani moi zapracowani rodzice. Parę miesięcy temu znajoma przyznała, że jej dzieci grają na instrumentach dlatego, że ona od zawsze chciała grać. Rodzice „wytłumaczyli” jej w dzieciństwie, że to za trudne, nikt nie będzie mógł jej pomóc ani w ćwiczeniu, ani w zawożeniu na zajęcia. W ten sposób „wybili jej z głowy” dziecięcą „zachciankę”. Lata mijały, a ona zamiłowanie do muzyki przelała na własne dzieci. Dziś realizuje się, dopingując je do muzycznych wyzwań i celów, trochę żałując, że sama nigdy nie spróbowała. Słuchając jej historii, pomyślałam, że ja miałam trochę więcej szczęścia. Zrobiło mi się szkoda jej niespełnionych marzeń. Zapytałam więc, dlaczego w dorosłym życiu nie spróbowała zrealizować swych dziecięcych pragnień. Oniemiałam, kiedy stwierdziła (używając zapewne słów swojej mamy), że NIE MA NA TO CZASU i JEST JUŻ NA TO ZA STARA!
Wtedy – by ratować niespełnione marzenia, przywrócić utracone nadzieje i dać szansę nieodkrytym talentom – postanowiłam rozprawić się z mitami narosłymi wokół muzyki.
TO DLA CIEBIE ZA TRUDNE
Najczęściej powtarzanym kłamstwem dotyczącym gry na instrumentach są słowa: to jest bardzo trudne. Mówią je najczęściej osoby, które same nie potrafią grać lub muzyka nie sprawia im przyjemności. To FAŁSZ! Kilkuletniemu dziecku łatwo pokazać występującego w wypełnionej po brzegi sali koncertowej solistę, by wzbudzić lęk i przekonanie, że tego nie potrafi i to jest bardzo trudne. Ono jeszcze nie wie, że solista jest jeden na tysiące, a wokół niego setki muzyków, muzykantów i melomanów, którzy czerpią radość z samego obcowania z muzyką, że pierwsze dźwięki od „ostatnich szlifów” (które u prawdziwego artysty nigdy nie są tak naprawdę ostatnie) dzielą długie lata wspaniałych przeżyć muzycznych, a na każdym etapie muzykowania można spełniać swoje artystyczne marzenia bez przymusu osiągania wymiernych celów (dyplomów, świadectw, certyfikatów). Zarówno siedmio-, jak i pięćdziesięciolatek może przelewać swoje emocje na muzykę, bez porównywania się z najlepszymi. Gdyby tak nie było, nikt z nas nie odważyłby się pływać, biegać czy uprawiać sport – przecież zawsze jest jakiś mistrz, który robi to od nas dużo lepiej!

PRAWDĄ jest jednak fakt, że pośród instrumentów możemy spotkać te łatwiejsze i te trudniejsze (o tym, jak wybierać instrument, napiszę w następnym numerze). Przy podejmowaniu decyzji należy posłuchać i dotknąć instrumentu, żeby potem nie rozczarować się jego brzmieniem lub (na przykład) ciężarem. Można też skorzystać z porady „fachowca”, w określaniu predyspozycji do konkretnego instrumentu. Trzeba też pamiętać, że (jak to w życiu) zdarzają się błędy i złe wybory. W młodym muzyku z czasem może dojrzewać miłość do innego (wcześniej nieznanego) instrumentu albo codzienność pokazuje, że wybrany instrument jest za trudny i pochłania zbyt wiele czasu. Zmiana instrumentu wbrew pozorom nigdy nie jest pracą od zera. Dobrze podjąć ten trud, by nie kończyć edukacji z poczuciem klęski.
NIE MAM NA TO CZASU