Jeśli ktoś pyta mnie o edukację domową, ale nie w stylu tych pytań zadawanych w biegu i zdziwieniu, typu: „czy to jest legalne?” albo „a co z socjalizacją?”, ale z taką prawdziwą ciekawością i otwartością – prędzej czy później zacznę mówić o czytaniu dzieciom na głos i sercu mamy.
Czytanie na głos to jeden z filarów naszej edukacji domowej, o którym chętnie opowiadam i dzielę się nim, jak znalezioną perłą, ze świadomością, że w każdej rodzinie tą perłą może okazać się coś innego. Każdy dzień zaczynamy od wspólnej modlitwy – jako fundamentu. Później jest czas na stawianie filarów: dobre książki, kontakt z naturą (codziennie i w dużych ilościach), wspólny stół i rodzinne posiłki. Trzymamy się konkretnego planu, nawet jeżeli nasze dzieci, a wśród nich dorastające nastolatki, nie każdy z tych filarów doceniają i przyjmują z entuzjazmem – coraz częściej szukając wymówek, by nie brać w nich udziału. Cóż… niebawem przyjdzie moment na stawianie własnych szałasów, domów i filarów. Tymczasem, nawet u progu dorosłości, gdy starsi synowie pochłaniają swoje własne lektury w zadziwiającym tempie, zapraszam ich do wspólnego porannego czytania. Do kiedy mam zamiar tak robić? Nie wiem! Wszystko okaże się w czasie.
Gdy jako młoda mama dwóch brykających bliźniaków, odkrywałam swoje macierzyńskie powinności, a przy tym fascynujący świat dziecięcych procesów rozwojowych, dość szybko naszym wspólnym sposobem na spędzanie dobrego czasu razem (a może nawet naszym językiem miłości) stało się czytanie książeczek. Zaczynaliśmy od wierszyków Brzechwy i Tuwima, króciutkich opowiadań o krasnalu Hałabale, później weszła klasyka w postaci baśni Braci Grimm i Andersena, oczywiście ugładzona i skrócona, w sam raz dla trzy – czterolatków. To był nasz stały punkt dnia: sofa, kocyk, książeczki – gdzieś w okolicach poobiadowych. Chłopcy bardzo polubili ten rytuał i z czasem sami zaczęli się dopominać czytania.
Gdy zdecydowaliśmy się na edukację domową, nie od razu mieliśmy gotowy pomysł i plan na to, jak ma ona w naszym domu wyglądać. Potrzebowaliśmy jednak stałego rytmu i pewnej dyscypliny nawyków. Z czasem ukształtował się w naszej rodzinie rytuał poranka, który (mniej więcej) od ponad dekady wygląda podobnie: śniadanie i obowiązki kuchenne, rodzinna modlitwa, wspólne czytanie na głos, a później – w zależności od dnia i pory roku – nauka, zajęcia, las i łąka, wyprawy, spotkania itd. Poranne czytanie stało się pewną osią, wokół której buduje się reszta dnia. Bywało, że czytałam na głos dzieciom podczas śniadania i miało to swoje zalety: maluchy nie przeszkadzały, mając buzie zajęte jedzeniem. Jednak były również minusy: sama musiałam posiłek spożywać prędko, w pośpiechu, żeby wykorzystać czas jedzenia dzieci. Zresztą, okazuje się, że wspólne śniadanie to idealny moment na omówienie ważnych rodzinnych kwestii i opowiadanie kawałów… Nasze poranne czytanie trwa (w zależności od możliwości i potrzeb) od około 20 minut do półtorej godziny. W tym czasie mieści się całkiem szeroki wybór lektur. Zaczynamy od krótkiej książki w języku angielskim, tak, aby dzieci miały codzienny kontakt z językiem. Jest to proste opowiadanie lub bajeczka – starsi tłumaczą wtedy młodszym (bez tego pretekstu Kopciuszek już by nie przeszedł) – a czasem bardziej wymagająca książka, której wówczas czytam tylko fragment i tłumaczę wszystkim. Bywa, że czytamy też w języku włoskim. Następnie wybieram „coś dla ducha”: życiorysy świętych, opowiadania o Fatimie, książki Bruno Ferrero itp. Później jest czas na kolejne lektury, których czytam zazwyczaj po jednym rozdziale. Są to tzw. żywe książki – o wciągającej fabule, napisane pięknym językiem, uczące przy tym ważnych zagadnień z różnych dziedzin: historii, geografii, biologii, matematyki, filozofii, retoryki… W tych lekturach mieści się niemal cała podstawa programowa podana w przystępny, nietuzinkowy sposób. I tak na przykład, gdy zajmujemy się historią sięgamy po biografie autorstwa Anny Czerwińskiej-Rydel czy książki z serii Zdarzyło się w Polsce ; gdy chcemy zgłębić zagadnienia geograficzne wybieramy serię Alfreda Szklarskiego o Tomku czy lektury Łukasza Wierzbickiego; o świecie przyrody opowiadają nam O czym szumią drzewa czy Dzikie opowieści ; zagadnienia z zakresu retoryki opisuje Co ty mówisz? Magia słów czyli retoryka dla dzieci ; nawet o matematyce można ciekawie poczytać np. w książkach Zerko Żeglarz czy Geometria dla najmłodszych . Jak przystało na prawdziwą ucztę – po odżywczym posiłku przychodzi czas na deser, czyli dobrą powieść. Na koniec naszego porannego czytania sięgamy po tomy: Opowieści z Narnii , Hobbit , Tam, gdzie rośnie czerwona paproć , Skarby śniegu , Tobi i wiele innych pysznych lektur. Ta ostatnia w szeregu czytana przez nas książka ma zazwyczaj największy potencjał. Bywa, że dzieci z naszego porannego czytania chcą jak najszybciej uciec do swoich sprawek, ale powstały też wierszyko-przyśpiewki, gdy chcieli dalej słuchać i kiedy ja mówiłam, że to ostatni czytany dziś rozdział, a oni krzyczeli: „Jeszcze jeden, jeszcze dwa, jeszcze tyle ile się da!”, albo: „Jeszcze jeden, jeszcze dwa, jeszcze trzy, jeszcze tyle, ile chcemy my!”.