Uwielbiam Lottę z ulicy Awanturników, zadziorną bohaterkę książek Astrid Lindgren. Gdybym miała szukać w sobie wewnętrznego dziecka, to na pewno znalazłabym tam Lottę. Pamięta ktoś może, co się stało z białym sweterkiem, którego nie chciała założyć, zmiażdżona niesprawiedliwością tego świata? Zginął, rozszarpany nożycami w dłoniach Lotty, przy jej pełnych wstrząśnienia i niedowierzania okrzykach: O, jaki wściekły pies potargał ten sweterek! O, jaki musiał być wściekły! W życiu nie widziałam tak wściekłego psa!
Norweskie przedszkolaki swoim przykładem pomagają maluchom oswoić trudne emocje, uczą rozumieć zachowania innych i budować relacje oparte na więzi, przy okazji dostarczając solidnej porcji podstawowej wiedzy o świecie i kulturze.
Naturalizm i błogie dzieciństwo to produkty przereklamowane. Najuczciwszym dorosłym był Czesław Niemen, który krzyczał wszem wobec: „Dziwny jest ten świat…”. Ileż to mały człowiek musi się namęczyć, żeby przeskoczyć z tego złego, niedającego się sprawnie kontrolować, niezrozumiałego świata, do tego, w którym wszystko przebiega tak, jak należy! I to pozostając w obu światach naraz! Człowiek radzi sobie, jak może, dzień za dniem przemierzając rozpoczęte dopiero co życie krokiem niepewnym, niczym Neil Armstrong powierzchnię Księżyca czy filmowy Mark Watney piaszczyste tereny Marsa. A tlenu często brakuje, Houston milczy, kolegów nie widać na horyzoncie… Jak tu żyć?
Myślę, że niejeden przedszkolak mnie rozumie. Wiem, jak jest, dzieciaki, dlatego tym razem kino egzystencjalne tylko dla Was. Dorośli nie docenią, tylko ci nieliczni, którzy się znają. Nie będzie żadnego puszczania oka do rodziców. Dialogi ich rozczarują, gadające maskotki zażenują, a fabuła znudzi do szpiku kości. Tym razem polecam kino wyłącznie dla małych dzieci.