Niedawno byłam uczestnikiem wydarzenia, które wywołało we mnie wiele przemyśleń i w efekcie skłoniło do napisania tego artykułu. Prowadziłam właśnie konsultacje przed egzaminami wstępnymi do szkoły średniej. Kandydaci zgłaszali się na krótką lekcję i wykonywali przygotowany program. Podczas krótkich zajęć ja udzielałam im wskazówek, orientując się w ich możliwościach i umiejętnościach współpracy, oni zaś otrzymywali uwagi oraz drobne korekty przygotowanego programu. Wszyscy uczestnicy konsultacji wraz z rodzicami przysłuchiwali się otwartym zajęciom. Dzięki temu i rodzice, i dzieci mogli obserwować mój sposób pracy.
Jedna z dziewcząt wykonała właśnie „sztandarowy” koncert, przygotowywany przez 90% zdających do szkoły średniej. W najtrudniejszym miejscu, z którym rzadko który zdający sobie radzi, popełniła błąd.
Poprosiłam, by wróciła do tego miejsca. Omówiłam z nią przyczynę błędu i pokazałam, co należy zrobić, by uzyskać żądany efekt. Następnie zaproponowałam, by skupiła uwagę i spróbowała zrealizować moje wskazówki. Ponowne wykonanie tego fragmentu było bezbłędne.
Dwie godziny później otrzymałam sms z wiadomością od rodzica: „moja córka, wracając z lekcji, nie mogła uwierzyć w to, że miejsce, które cały rok ćwiczyła i zawsze nie wychodziło, nagle po jednej uwadze wyszło bez ćwiczenia”.
Mama uczennicy nie zdawała sobie sprawy z tego, że realizując moją uwagę, jej córka zdradziła jedną z największych predyspozycji do dalszej nauki: umiejętność koncentracji. Dziewczynka, pomimo stresu (nowe otoczenie, dość liczne grono słuchaczy), niepewności (od poziomu wykonania zależy moja opinia o tym, czy „nadaje się” do dalszej edukacji), świadomości własnych niedociągnięć i słabości (bo pewne miejsca „nigdy nie wychodzą”), potrafiła skupić uwagę na realizacji mojej wskazówki i dzięki temu osiągnęła cel: poprawne wykonanie.
ROLA SKUPIENIA W ROZWOJU
Ponieważ był to okres egzaminów wstępnych, zaczęłam z uwagą przyglądać się umiejętności koncentracji u kandydatów do szkoły, także moich dotychczasowych uczniów. Konkluzja była oczywista, choć przyjęłam ją (po wielu latach nauczania) nie bez zaskoczenia.
Bombardowani niezliczonymi bodźcami dźwiękowymi i obrazowymi nie nauczylibyśmy się niczego, gdyby nie umiejętność odrzucania nieistotnych i skupianie uwagi na tych ważnych.
Jako członek komisji do „badania przydatności dziecka do kształcenia muzycznego” (czyli rozmowy kwalifikacyjnej do szkół muzycznych I i II stopnia) przez lata wielokrotnie obserwowałam małe dzieci, które nie potrafiły odpowiedzieć na podstawowe pytania. Nawet jeśli przygotowały i poprawnie wykonały piosenkę, banalne pytanie o to, dlaczego wybrały właśnie ten instrument lub dlaczego chcą uczyć się muzyki, wprawiało je w konsternację i milczenie. Z niektórymi w ogóle nie było kontaktu, nie odpowiadały na pytania, rozglądały się po klasie lub patrzyły w dywan, inne milczały zdenerwowane. Wszystkie te reakcje, choć były pochodną stresu, w oczywisty sposób dyskwalifikowały dziecko. Nieumiejętność koncentracji na prostej konwersacji zwiastowała mozół przyszłej pracy. Sugerowała też, że w przyszłości, nawet jeśli będzie ono dobrze przygotowane, stres pozbawi je możliwości zaprezentowania swojej wiedzy.
Przyjrzałam się zatem moim uczniom i absolwentom. W historii kilkudziesięciu osób, z którymi pracowałam, do czołówki zaliczyłabym te, które podczas lekcji, prób i na scenie potrafiły skoncentrować się na wykonaniu utworu. Praca z tymi dziećmi była dla mnie przyjemnością. Zasada, którą nazwałam „mówisz i masz”, pozwalała mi wytyczać cele, systematycznie rozwijać umiejętności i budować stabilny warsztat młodych skrzypków. Wychodząc na scenę, potrafili oni (mimo stresu!), pokazać, czego się nauczyli. W kilku, wybitnie uzdolnionych przypadkach, wykonania sceniczne – dzięki dużo większemu skupieniu – były znacznie lepsze od klasowych.
Drugą grupę stanowili ci, którzy choć systematycznie i pilnie pracowali, ulegali na scenie rozproszeniom (zbyt mocne światło, mokre dłonie, zimne/gorące ręce, rozmowy pośród publiczności, komisja „się na mnie patrzy” itp.). Te błahe powody były przyczyną pomyłek lub wykonania dużo poniżej ich możliwości. Czasem było mi żal ich wkładu pracy, czasu i zawiedzionych nadziei. Podczas egzaminów stawałam się obrońcą i poręczycielem ich (domniemanych) umiejętności, których nie potrafili udowodnić.