Chciałbym, zwyczajem z ostatniego miesiąca, ponownie zarekomendować dwie książki. Obie opowiadają o historii, tej niedawnej, bliskiego nam geograficznie miejsca – Berlina. Jedna z nich to zbiór reportaży, druga – bardzo solidna pozycja literatury faktu.
Wiele osób zastanawia się, jak uczyć historii. Pytania te stawiają sobie i uczniowie, i zaciekawieni przeszłością dorośli. Jak zestawić nasze dzisiaj, nasze tu i teraz, z tym, co było kiedyś, z tamtą mentalnością, zwyczajami, obyczajowością? Jak oddzielić zbytni patos od rzeczywistego bohaterstwa, fabularyzowanie od prawdziwego dramatu, koloryzowanie od fascynujących realiów dnia codziennego. Szukamy sposobów, jak uczynić z historii obszar interesujący i ciekawy dla naszych dzieci czy uczniów. Tu, jak zwykle, sprawdza się zasada, że łatwiej nam zachęcić do czegoś, co naprawdę ciekawi także nas samych. Zwykle najbardziej interesująca jest... prawda. Nie jestem badaczem historii, po prostu lubię o niej czytać, rozmawiać, czasami opowiadać. Prawdziwość opowieści weryfikuję jedynie przez źródła, na bazie których książka została napisana, oraz faktyczną obecność autora w danym miejscu i czasie, choć (jak zawsze) zdarzają się tu czasem przekłamania.
Pierwszą z książek jest zbiór reportaży Antoniego hrabiego Sobańskiego Cywil w Berlinie . Autor był wysłannikiem „Wiadomości Literackich” w Niemczech po zwycięstwie wyborczym nazistów. Jego wielkim atrybutem była świetna znajomość odwiedzanego kraju, miał tam wielu przyjaciół, znał jego kulturę, język, mieszkańców. Z równą znajomością i lekkością opisuje zarówno życie towarzyskie oraz teatralne Berlina, jak i meandry ówczesnej polityki i jej wpływ na życie codzienne. Miasto i kraj jest także jego żywiołem, czuje się tam swobodnie jak w Polsce. Chyba dlatego jego opowieść o Berlinie tamtych lat może być odbierana jak opowieść tamtejszego przechodnia, warszawiaka, berlińczyka, miłośnika kultury, naocznego świadka. Szczególne wrażenie zrobił na mnie reportaż Cywile, Reichstag i książki . Ta chłodnym okiem napisana relacja opisująca dzień w Berlinie: majowy wieczór, właśnie skończył padać deszcz, skromny tłumek przygląda się wjazdowi trzech ciężarówek z książkami, za nimi mało liczna, dlatego trochę rozciągnięta kolumna członków rozmaitych stowarzyszeń i studentów z pochodniami. Widzowie dookoła, na ulicy Unter den Linden nawet nie wstrzymano ruchu kołowego. Część z obserwatorów tego wydarzenia wznosi nazistowskie okrzyki, książki są wrzucane do płonącego stosu, wkoło „tłumek w gapiowskiej bierności”, po ceremonii ogień gasi straż pożarna, ludzie w popiele szukają pamiątek… Na koniec cytat z reportażu „Powyższe sprawozdanie z palenia książek jest zgodne z prawdą i niech nikt nie wierzy histerycznym opisom spotkanym w prasie: bachanalia, sobótka… indiańskie tańce, afrykańskie ryki. Nic podobnego. Było tak, jak opisałem”.