Kategoria artykułów:

WŁASNY PRZEPIS NA MINIMALIZM

Minimalizm w sztuce, literaturze, a nawet w architekturze wszyscy kojarzymy. A czym jest – modny w ostatnich latach – minimalizm życiowy? I czy da się go w ogóle ująć w jakieś sztywne ramy?

Minimalizm jako styl życia ma wiele obliczy. W najbardziej dosłownej wersji to po prostu niewielka liczba posiadanych przedmiotów. Wobec natrętnych reklam i podchwytliwych zabiegów marketingowych coraz więcej osób zaczyna stawiać bierny opór i kupować mniej oraz w bardziej przemyślany sposób. Ale czy tylko o rzeczy tu chodzi? I w jaki sposób zmniejszenie stanu posiadania może wpłynąć na inne sfery naszego funkcjonowania?

Prostota, która się wiąże z tym sposobem na życie, to swoista przeciwwaga dla konsumpcjonizmu, który często jest tak naprawdę życiem na kredyt.

Prostota, która się wiąże z tym sposobem na życie, to swoista przeciwwaga dla konsumpcjonizmu, który często jest tak naprawdę życiem na kredyt. Łatwość uzyskania kredytu gotówkowego, którym chwalą się i banki, i sklepy, to wcale nie ukłon w stronę klienta, tylko napędzanie sprzedaży. Wydawać by się mogło, że młodzi, świadomi ludzie (zazwyczaj z wyższym wykształceniem, a przynajmniej po szkolnym kursie przedsiębiorczości) powinni to wiedzieć. Tymczasem statystyki nie kłamią: coraz więcej młodych dorosłych żyje na kredyt (i nie chodzi tu tylko o kredyt hipoteczny), a coraz mniej gromadzi regularnie oszczędności1 . Czy popularny w niektórych kręgach minimalizm może być ratunkiem w takiej sytuacji? Niewątpliwie to dobry znak, że taka postawa staje się modna – przyciąga w ten sposób niezdecydowanych. Pozwala spojrzeć z dystansu na nasze życie i uwolnić się od przymusu nabywania kolejnych dóbr.

Jedną ze strategii, pomagających utrzymać minimalistyczny balans życiowy, jest poddawanie przeróżnych decyzji kryterium czasu. Spontaniczność jest fajna, ale do pewnych granic. Zanim coś kupimy, dajmy sobie czas do namysłu. Jeżeli po tygodniu czy miesiącu nadal uważamy, że potrzebujemy danej rzeczy, warto zacząć odkładać do skarbonki. Właśnie. Odkładać do skarbonki. Wspomniane wyżej kredyty na wyciągnięcie ręki przyspieszają decyzje zakupowe, a tym samym są po prostu... niebezpieczne. Minimalistyczna filozofia życiowa może nas uchronić przed przykrymi konsekwencjami. Przy okazji uczymy nasze dzieci, że nie wszystko musimy mieć tu i teraz. Ba! Nie wszystko w ogóle musimy mieć.

© truba71 Rynek nieustannie mnoży wyimaginowane potrzeby

Kryterium czasu można także zastosować, oceniając stan naszego posiadania. Najsłynniejsi minimaliści dążą do ograniczenia liczby przedmiotów do stu. Nie zachęcam do takiej skrajności, zwłaszcza jeżeli ma się dzieci, niemniej kierunek takiego myślenia może się okazać inspirujący. Kto raz doświadczył uroków przeprowadzki, ten wie, że pakowanie dobytku skłania do minimalistycznego myślenia. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, ilu przydasiów pozbywają się co roku Polacy przy okazji przeprowadzek, ale mogę się założyć, że idzie to w tony. Tony śmieci. Początkujący minimalista może zacząć od przeglądu posiadanych przedmiotów i zadawać sobie pytanie: kiedy tego ostatni raz użyłem? Jeżeli było to ponad roku temu, warto zastanowić się, czy na pewno tego potrzebuję. Jeżeli było to ponad dwa lata temu – prawie na pewno już tego nie potrzebuję. (Oczywiście rzecz ma się inaczej w przypadku ubranek, zabawek i innych gadżetów dziecięcych, czekających na pawlaczu, w komórce czy piwnicy na kolejnych członków rodziny, choć i w ich przypadku warto kierować się zdrowym rozsądkiem).

Taki solidny przegląd dobytku może nie tylko wzbogacić nas o kilka metrów kwadratowych (po pozbyciu się paru gratów z pewnością stwierdzimy „jakieś duże to nasze mieszkanie!”), lecz także uświadomić, ile już posiadamy (bo czasem naprawdę można zapomnieć o jakichś książkach, ubraniach czy małym AGD, które upchnęliśmy na najwyższe półki). Wspaniałą inicjatywą jest też nadawanie przedmiotom drugiego życia. Córce marzą się nowe meble? Weźcie pędzel i puszkę farby w ulubionym kolorze – stare biurko zyska zupełnie nowe oblicze, a przy okazji spędzicie wspólnie czas. Syn narzeka na brak miejsca na książki? Znajdźcie niepotrzebne deski (a może w tym celu rozkręcicie zbędny stary mebel). Wiertarko-wkrętarka, wyrzynarka, parę śrub – półka na książki gotowa. W dodatku własnoręcznie zrobiona. Takiej nie kupicie w żadnym, nawet najbardziej dizajnerskim sklepie wnętrzarskim! Bo naprawdę nie wszystko musi być prosto z fabryki.

Jeszcze na początku XXI wieku sklepy typu second- -hand były raczej wstydliwym źródłem zaopatrzenia garderoby. Oczywiście prawie każdy miał w swojej szafie coś rodem z „Odzieży z Zachodu”, ale mało kto się do tego przyznawał. Dwie dekady później kupowanie używanych ubrań jest w dobrym tonie. Nawet osoby zamożne chętnie buszują w koszach, szukając perełek, którymi mogą się potem otwarcie pochwalić. Niewątpliwie przyczynił się do tego nurt proekologiczny i fair trade . Nacieszyliśmy się już możliwością wymiany garderoby co pół roku, teraz stać nas (!) na refleksję, czy aby na pewno tego potrzebujemy. Alarmujące doniesienia o nieetycznym biznesie, który kryje się za niewinnie wyglądającymi metkami „Made in China”, czy stosach ubraniowych śmieci (przemysł odzieżowy jest jednym z głównych producentów odpadów2 ) stopniowo, krok po kroku zmieniają podejście konsumenckie.

Przejawem tych zmian staje się między innymi kupowanie rzadziej, za to ubrań lepszej jakości. Zwracamy uwagę na gramaturę i na miejsce produkcji (powoli wraca na nasze metki napis „Wyprodukowane w Polsce”), szukamy opinii na temat producentów i ich produktów. Coraz chętniej wydajemy 100 zł na T-shirt wykonany z dobrej jakości bawełny niż 25 zł na koszulę z poliestru, która już po pierwszym praniu będzie wyglądać nieszczególnie. Hitem stają się też tak zwane szafy kapsułowe. Ich idea to ograniczenie garderoby do niezbędnego minimum. By ta metoda była skuteczna, określamy kolory i kroje, które do nas pasują (pomogą w tym analiza kolorystyczna i analiza sylwetki, choć – zgodnie z ideą minimalizmu – warto się zastanowić, czy faktycznie są nam one niezbędne), bierzemy pod uwagę pory roku i warunki pogodowe charakterystyczne dla miejsca naszego zamieszkania i szukamy takich strojów, które będzie można łączyć w przeróżne kombinacje, dzięki czemu niewielka liczba ubrań okaże się wystarczająca. A co to znaczy niewielka? Specjaliści od garderoby kapsułowej mówią o około 35 sztukach odzieży na dany sezon. Wydaje wam się, że to sporo? To zajrzyjcie do szafy i przeliczcie same koszulki, które w niej znajdziecie.

Warto też zajrzeć do szaf naszych dzieci i zastanowić się, czy wszystkie te rzeczy są im niezbędne do przetrwania. Krytycznym okiem spojrzeć na ich pokoje, ale nie wchodzić od razu z wielkim workiem, do którego wrzucimy wszystko, co naszym zdaniem zbędne. Zacznijmy zachęcać nasze dzieci do minimalizmu na miarę ich możliwości. Na początek zabierzmy się za zabawki3 . Możemy zaproponować, że część najrzadziej używana zniknie na jakiś czas, a potem nastąpi wymiana i te, którymi maluchy się znudzą, zostaną wymienione na te, które przez jakiś czas były w pudle czy piwnicy. Zostawmy dzieciom wybór, zachęcając, ale nie zmuszając. Nawet jeżeli na początku będą w stanie rozstać się tylko z jednymi puzzlami i dwiema przytulankami. Z czasem same dostrzegą, że mniej zabawek oznacza więcej miejsca do zabawy. A przy okazji: pokój łatwiejszy do sprzątania! Dobrym pomysłem, zwłaszcza w przypadku nałogowych czytelników, jest zaprzyjaźnienie się z lokalną biblioteką. Można też wprowadzić system wymiany zabawek z innymi dziećmi.

Nacieszyliśmy się już możliwością wymiany garderoby co pół roku, teraz stać nas (!) na refleksję, czy aby na pewno tego potrzebujemy.

Podobne podejście może objąć też kosmetyki i chemię domową. Minimalista pięć razy się zastanowi, nim wrzuci do sklepowego koszyka dany produkt. Minimalistyczną łazienkę łatwo poznać: jeden szampon, jedna odżywka (o ile odżywka jest potrzebna, wiele osób chwali sobie płukankę octową, która doskonale zastępuje chemiczny odpowiednik), jeden płyn do mycia. Kupujemy kolejny kosmetyk dopiero wtedy, gdy kończy się poprzedni. Jeżeli na półce stoi 5 otwartych szamponów, to prawie na pewno nie zdążymy z nich skorzystać przed upływem terminu ważności. Przy okazji – skoro zaczniemy oszczędzać na kosmetykach – można zacząć zwracać uwagę na skład produktów. Posiadając mniej, możemy pozwolić sobie na luksus kupowania tych organicznych i certyfikowanych. Idąc jednak dalej tym tropem, zadajmy sobie pytanie, czego tak naprawdę potrzebuje nasze ciało? Może peeling z drogerii zastąpią nam fusy z kawy z ekspresu? Ten trend widoczny jest także w dziedzinie sprzątania. Internet pełen jest przepisów na 100 sposobów na zastosowanie sody oczyszczonej lub octu. Trendy jest to, co jeszcze niedawno dla naszych babć i prababć było oczywistością.

Minimalizm nie musi przecież ograniczać się do sfery dóbr materialnych, namacalnych.

Z czasem niektórzy zaczynają nie tylko kupować mniej, lecz także pozbywać się nadmiaru. Modna idea zero waste zachęca do produkowania minimalnej ilości śmieci. Niejako w odpowiedzi powstają kolejne inicjatywy (zazwyczaj oddolne, są to na przykład grupy internetowe) łączące tych, którzy z zasady nie kupują nowych przedmiotów lub po prostu chcą wydać jak najmniej pieniędzy, z tymi, którzy chcą się czegoś pozbyć, a zarazem nie chcą produkować kolejnych śmieci. Są też tacy, którzy chętnie oddadzą coś komuś, bo po prostu nie mają możliwości fizycznych, by wystawić coś na osiedlowy śmietnik. Ktoś może na przykład zmieniać wystrój w pokoju dziecięcym (bo, nie wiadomo kiedy, przedszkolak przeistoczył się w nastolatka), dotychczasowe meble są mu niepotrzebne, wśród bliższych i dalszych znajomych chętnych na taki spadek brakuje, a tymczasem dla jakiejś rodziny te zużyte meble mogą być szczytem marzeń. Zwłaszcza jeżeli cena obejmuje tylko transport własny. Motywacji może być naprawdę wiele. Uwaga, śmieciarka jedzie, Graty z chaty, OLX działają coraz prężniej i obejmują swym zasięgiem coraz więcej osób. Osobiście znam kilka rodzin, które prawie bezkosztowo urządziły swoje mieszkania – właśnie za pośrednictwem takich portali czy grup społecznościowych. Zaoszczędzone pieniądze mogą dzięki temu wydać na wakacje lub po prostu mogą ich – zupełnie świadomie – nie zarobić, a zaoszczędzony w ten sposób czas spożytkować na czytanie książek, spacer z rodziną lub rozwijanie swojego hobby.

Minimalizm stawia przed nami bardzo konkretne wyzwanie. Konfrontuje nas z pytaniem o naszą własną hierarchię wartości. Minimalizm nie musi przecież ograniczać się do sfery dóbr materialnych, namacalnych. Nie oznacza on oszczędnego trybu życia (choć oszczędność może być miłym efektem ubocznym tej filozofii życiowej). Pozwala odzyskać czas i przestrzeń! Daje nam wybór: czy wolę więcej czasu spędzić z rodziną, grając regularnie w planszówki, czy wziąć nadgodziny, żeby stać mnie było na wspaniałe, ale jednak tylko tygodniowe wakacje pod palmami? Nie chodzi o to, żeby rezygnować ze wszystkiego, ale żeby rezygnować z tego, czego nie potrzebujemy, żeby dookreślić, na czym nam tak naprawdę zależy. Jaka jest moja hierarchia wartości? Z czego mogę zrezygnować? Z czego chcę zrezygnować, choć będzie to dla mnie niełatwe? Wreszcie: z czego absolutnie i świadomie rezygnować nie zamierzam? W grę mogą wchodzić nowe ubrania, ozdoby do mieszkania, kolejne buty, ale też książki lub wyjścia do restauracji albo do kina. Minimalizm pozwala nam nieustannie sprawdzać, co jest dla nas istotne, a co wydaje nam się ważne, bo wszyscy to mają lub wszyscy tak spędzają czas .

W minione wakacje zastanawialiśmy się, jak zagospodarować urlop. W pierwszej chwili oczywiście pomyśleliśmy o trasie nad morze lub w góry, ale taki wyjazd odbyliśmy kilka miesięcy wcześniej. Zadaliśmy sobie pytanie: na co tak naprawdę mamy ochotę? Czego nam potrzeba? Skonfrontowaliśmy się z naszymi założeniami i stereotypami dotyczącymi tego, jak powinny wyglądać wakacje. Ustaliliśmy, że chcemy się po prostu wyspać, pobyć razem, pozwiedzać i spędzić dużo czasu na łonie przyrody. Jednocześnie nie chcemy się znów pakować, męczyć się całą ferajną w malutkim pokoiku, za który zapłacimy jakieś bajońskie sumy, mijać nieustannie tłumy turystów (środek sierpnia, kto był nad polskim morzem, ten wie, o co chodzi...) ani spędzić w samochodzie ciurkiem przynajmniej 5 godzin w jedną stronę. Wpadliśmy wtedy na pomysł stacjonarnych wakacji. Zrobiliśmy rozpiskę wszystkich miejsc w bliższej i dalszej okolicy (kryterium: maksymalnie godzina w jedną stronę samochodem), które od dawna chcieliśmy zobaczyć, a na które na co dzień wciąż brakowało czasu. Rozplanowaliśmy następnie trasy, łącząc ciekawe obiekty (np. Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie z parkiem i dworkiem w Żelazowej Woli) i uwzględniając, kiedy dana placówka ma wstęp wolny. Nasz minimalizm objął więc zarówno czas, jak i finanse. I choć nie planujemy spędzać w ten sposób wszystkich kolejnych urlopów, to jednak nasz wakacyjny eksperyment przyniósł nam przede wszystkim poczucie wolności. I nikt z nas, ani małych, ani dużych, nie miał poczucia, że coś stracił. Wprost przeciwnie!

Tak naprawdę o wolność w tym wszystkim chodzi. John Galsworthy w swoim noblowskim dziele – Sadze rodu Forsyte’ów – poświęca wiele miejsca „instynktowi posiadania”, który napędza działanie jego bohaterów i staje się przyczyną ich ostatecznego upadku. Jak więc wyzwolić się od tego instynktu? Czy prostota, z którą wiąże się minimalizm, jest drogą do odzyskania wolności? Nie jest to łatwe zadanie. Żyjemy w świecie, który bombarduje nas (mniej lub bardziej ostentacyjnie) wszelkimi „niezbędnymi do szczęścia” dobrami. Minimalizm pokazuje, że jest wprost przeciwnie. W prostocie siła!

PRZYPISY

  1. Według danych Związku Banków Polskich na przestrzeni 10 lat trzykrotnie wzrosło zadłużenie Polaków (https://zbp.pl/aktualnosci/komunikaty/Zadluzenie-Polakow-rosnie,-ale-wciaz-jest-jednym- z [data aktualizacji: 04.01.2020 r.]), zaś z niedawnego raportu BIK-u wynika, że co piąty Polak do 24 roku życia jest zadłużony, wśród nich aż 70% korzysta z kredytów gotówkowych (https://www.money.pl/pieniadze/mlodzi-lubia-kredyty-mlode-pokolenie-polakow-zadluzone-po-uszy-6431533632407681a.html [data aktualizacji: 04.01.2020 r.]).
  2. „Odpowiednik jednej śmieciarki pełnej ubrań jest spalany lub wyrzucany na wysypisko co sekundę. W sumie do 85 proc. tekstyliów trafia każdego roku na śmietnik. To wystarczy, aby co roku wypełnić port w Sydney”. Poliester, tani i popularny materiał, zatruwa środowisko nawet podczas zwykłego prania (https://businessinsider.com.pl/finanse/handel/jak-branza-modowa-wplywa-na-nasza-planete/0scnbrb [data modyfikacji: 04.01.2020 r.]), por. też: https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1922884,1,moda-niszczy-ziemie.read [data aktualizacji: 04.01.2020 r.].
  3. Rynek zabawek w Polsce ma się świetnie i wciąż rośnie. Według danych za rok 2017 wartość sprzedanych zabawek szacowana była na 630 mln złotych (https://www.rynekzabawek.pl/biznes-i-technologie/polski-rynek-zabawek-okiem-rmd-research/ [data aktualizacji: 04.01.2020 r.])

Udostępnij artykuł:
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze

KREDA SKLEP

Newsletter #kredateam

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz prezent: pełne wydanie Kreda „Neurodydaktyka” w wersji PDF

Wpisz poniżej swoje dane, a my wyślemy prezent na Twoją skrzynkę e-mail.

Podanie powyższych informacji jest równoznaczne z zapisem na newsletter Kredy. Możesz wypisać się w dowolnym momencie.

Jeżeli po raz pierwszy rejestrujesz się w naszym systemie, potwierdź Twój adres e-mail. W tym celu kliknij potwierdzenie w wiadomości e-mail, którą do Ciebie wyślemy. W kolejnej wiadomości otrzymasz prezent. Jeżeli wiadomość nie dotarła do Twojej skrzynki, sprawdź folder spam lub inne foldery: oferty, powiadomienia, itp.