Olbrzymia siła popycha nas w stronę, w którą być może wcale nie chcielibyśmy iść jeszcze chwilę wcześniej: w krzyk, tupnięcie nogą, trzaśnięcie drzwiami, zaś niektórych z nas kieruje do ataku do wewnątrz siebie – kończy się na bólu głowy czy brzucha. A gdyby tak ten rozpędzony pociąg przekierować na inne tory? Przejechałby może przez tak kreatywne stacje jak Arie Operowe czy Arcydzieła Malarskie… A tymczasem… szkoda gadać…
Skąd on nadjeżdża? Ach, z dobrze nam wszystkim znanego miejsca o nazwie Stres.

Stres to reakcja hormonalna naszego organizmu. Adrenalina, noradrenalina, kortyzol, testosteron – produkowane są w błyskawicznym tempie w odpowiedzi na zagrożenie, które identyfikujemy wokół siebie. To pozostałość ewolucyjna po gadach. Ludzki mózg składa się z dwóch pięter. Dolna część (ta wspólna z żółwiami) to pień mózgu (odpowiedzialny za podstawowe funkcje życiowe jak oddychanie, praca serca) oraz układ limbiczny, w którym zaczynają się nasze podstawowe emocje (czyli strach, euforia, a także złość). Na górnym piętrze naszego mózgu, w korze nowej, powstają nowe pomysły, układają się myśli, wykonywane są obliczenia, działa wyobraźnia. Stres odcina nam drogę z parteru na piętro, zatrzaskuje drzwi. W obliczu zbliżającego się niebezpieczeństwa zostajemy zatrzaśnięci w miejscu, gdzie „możemy” wybrać jeden z korytarzy: ucieczkę, walkę lub stan zamrożenia (w tym ostatnim przypadku – jak jaszczurka – udajemy, że nas nie ma). Rodzic – w nieustannej dyspozycyjności, hałasie, bałaganie generowanym przez dzieci, zasypywany milionem pytań – jest, delikatnie mówiąc, w stanie podwyższonego napięcia emocjonalnego. Również dziecko, u którego górne piętro rozbudowuje się do 25 roku życia, doświadcza nieustannych bodźców do wzrostu hormonów stresu we krwi. „Ja byłam pierwsza”, nieprzyjemna temperatura otoczenia, a nawet niespodziewane niewinne piski rodzeństwa – to wszystko może być odebrane przez zmysły i mózg jako potencjalne zagrożenie.
Główną funkcją złości jest rozładowanie napięcia. Czy doświadczamy jakiegoś cierpienia fizycznego (czasem naprawdę niewielkiego), czy nosimy w sobie zranione uczucia i toniemy w żalu, poczuciu winy lub frustracji – staramy się uśmierzyć wynikający z nich ból. Najprostszą drogą do zapomnienia tychże trudności jest gniew, który przekierowuje naszą uwagę od źródła cierpienia na inne bodźce. Jest nam za gorąco, ktoś nam nadepnął na palec, zapomnieliśmy o urodzinach wujka – to wszystko potencjalnie może wprowadzić nas w stan niepokoju, w którym czujemy się tak niekomfortowo, że zamiast zająć się przyczyną naszego rozdrażnienia ciskamy piorunami wokół siebie, raniąc przy tym innych („dlaczego zamknąłeś okno?”, nie mogłabyś bardziej uważać?”, „kto ruszał mój telefon i wyłączył przypomnienie?! Wrr!”).