Pani od polskiego w gimnazjum (to ja – nic się nie zmieniło) piła w czasie przerwy herbatę i rozmawiała z panią od matematyki ze szkoły podstawowej (to oczywiście też ja). Tego dnia się nie kłóciły ani o biurko (stół w kuchni), ani o salę (ten pokój, gdzie jest mniej pluszaków), ani o sposób postrzegania świata i jego zawiłości. W tym ostatnim rodzaju kłótni godzi je pani od historii (to ja) przypominająca XVI-wieczną definicję humanisty.
– Tyle was łączy! Więcej niż sądzicie! – mówi wtedy nieco egzaltowanym tonem, obejmując obie nauczycielki.
Spokojną rozmowę obu pań przerwało pukanie do drzwi pokoju nauczycielskiego. Stanęła w ich progu pani od biologii (to ja) z pytaniem:
– Przepraszam, czy zastałam panią od chemii…?
Odpowiedziała jej pełna napięcia cisza. Pani od chemii w pokoju nie było... Po chwili, zaczynając niepewnym chrząknięciem, odezwała się pani od polskiego (to oczywiście ja!).
– Czy chodzi o panią woźną? Chyba akurat wyszła, ale ja wiem, gdzie stoi płyn do podłogi i kostki do zmywarki, więc jak coś to ten...