Na lodówce przybyło pocztówek. Z Galway i z wyspy Sylt. Syn i najstarsza córka wyjechali do letniej pracy. „Długopis i kartka pocztowa. Jak się tego używa? Spróbuję. Pozdrawiam z Irlandii, chętnie bym Was zobaczył. B." „Pozdrowienia z pięknej wyspy. Dużo pracy, magnes na lodówkę oczywiście już dla Was kupiłam. Trochę kicz. xoxo. Ł." Co to jest xoxo , oczywiście musiał ktoś Smoczycy wytłumaczyć. „To raczej nie wejdzie do mojego słownika” – mruknęła pod nosem. Smoczyca spojrzała na rodzinne zdjęcie sprzed kilku lat. „Dwójka już dorosła. Wyfrunęli w świat. Kiedy to się stało?!”. Tymczasem licealistka była w dziczy na obozie Skautów, skąd nie miała jak wysłać pocztówki. Ale raz zadzwoniła z telefonu drużynowej i dała znać, że jest super, że były już cztery ewakuacje przed burzą, że burzy ostatecznie nie było ani razu i że to było zabawne. I że rekordzistka jednego dnia miała piętnaście kleszczy, i że obok latryny, którą wybudowały w lesie (zamontowały nawet deskę sedesową), urządziły czytelnię starych numerów „National Geographic” dla stojących w kolejce „do tronu". Szóstoklasistka natomiast wybrała się na nocowankę do koleżanki z bloku obok. Pakowała się jak na nie wiadomo jaką wyprawę. I tak oto Smoczyca z mężem i najmłodszą córeczką spędzali letnie popołudnie w swoim towarzystwie. Najpierw poszli nad Wisłę, w to miejsce, gdzie rozwieszono hamaki i bujali się na nich, słuchając, jak malutka pęka przy tym ze śmiechu. Pod wózkiem mieli dobrą kawę w termosie i ciasteczka Digestive, do których zawsze mieli słabość. W drodze powrotnej Rozgwiazdka wyspała się w wózku, więc plany na wieczór we dwoje znów trzeba było odwołać.
– Zdaje się, że do północy będziemy budować z Duplo – mruknęła Smoczyca.