Nasze dzieci od zawsze uczęszczają na regularne zajęcia sportowe. Uprawiały albo nadal uprawiają przeróżne dyscypliny – judo, koszykówkę, gimnastykę, basen, narciarstwo – zależnie od upodobań danego egzemplarza i dogodności dojazdu (bardzo ważny aspekt z punktu widzenia RPT – Rodzicielskiego Przedsiębiorstwa Taksówkarskiego). Z perspektywy rodziców pojęcie „sport dla dziecka” oznacza żmudne dopinanie grafików, ujeżdżanie w tę i z powrotem (niezależnie od pogody), ględzenie na temat pakowania, wyczekiwanie pod szatniami i konkretne kwoty wydanych pieniędzy. Co powoduje, że mimo wszystko decydujemy się na zapisywanie kolejnych dzieci do kolejnych klubów? Dlaczego, zamiast dać sobie spokój, konsekwentnie zachęcamy je do zebrania ekwipunku i wyjścia z domu?
Cóż, pierwsza i niepodważalna zaleta jest następująca: człowiek po wysiłku fizycznym z miejsca normalnieje. Ten sam osobnik, który na trening wlókł się (lub był wleczony) i wyglądał, jakby miał wkrótce opuścić ten padół, wybiega z sali albo schodzi ze stoku ze śpiewem na ustach, mile zarumieniony i pełen energii. Sprawność fizyczna i osiągane postępy bardzo dobrze robią na poczucie własnej wartości, do tego dochodzi aspekt towarzyski – znajomości zawarte w klubach należały i należą do bardziej udanych w życiu naszych dzieci. Można nareszcie pogadać z kimś na poziomie, co wpływa bardzo pozytywnie na wspomniane „znormalnienie”.