W pewien niezbyt jeszcze wiosenny dzień, a dokładnie 17 marca, pani od polskiego (jak wiadomo to ja) szukała wiersza kipiącego środkami stylistycznymi. Pani od geografii (to ja) rozpakowywała globus. Dokonała jego zakupu na prośbę pani od edukacji wczesnoszkolnej (to także ja), ponieważ uczennica z klasy II – oglądając w atlasie mapę świata – stwierdziła, że są dwa Oceany Spokojne! Jeden na wschodzie, a drugi na zachodzie. Nakładanie mapy na kulę siłą wyobraźni było dla niej zbyt wielką abstrakcją.
Panie rozglądały się w poszukiwaniu uczennic, których ewidentnie nigdzie nie było. Ani w stołówce, ani w sali matematycznej (to jedno i to samo miejsce, gdyby ktoś pytał). Tylko muzyka, bardzo skoczna, lecz jakby odległa, dobiegała uszu nauczycielek. Zaczęły nasłuchiwać i szukać źródła dźwięków. W końcu wezwały panią od muzyki (to ja), o której krążą plotki, że ma słuch absolutny. Inni nazywają to po prostu przewrażliwieniem na dźwięki. Ponoć od lat nie była w kinie z tego powodu, że chrupią tam popcorn. Ale kto by wierzył plotkom!
Tak czy owak właśnie pani od muzyki znalazła położoną w kąciku „empetrójkę”. Z małych słuchaweczek dobiegała końcówka irlandzkiego reela. Po chwili zaczął się wolny jig. W tym momencie drzwi „do holu” (to określenie mocno na wyrost, ale brzmi dobrze) otworzyły się z hukiem i wsunął się duży, szary, płaski karton. Za nim kolejno weszły zadowolone ze swojego śmietnikowego znaleziska uczennice.