Kategoria artykułów:

I KTO TU SIĘ UCZY?!

Koncepcja edukacji domowej w wielu rodzicach budzi lęk o własne kompetencje i ich granice. Pojawia się pytanie: czy jestem w stanie przekazać dzieciom potrzebną wiedzę? Tymczasem warto spojrzeć z zupełnie innej perspektywy: czego edukacja domowa może nauczyć mnie, czyli rodzica?

JA MOGĘ ICH TEGO WSZYSTKIEGO NAUCZYĆ!
Pamiętam to radosne stwierdzenie, które wyrwało mi się, gdy lata temu myślałam, co wybrać dla naszych dzieci z licznych edukacyjno-rozwijających propozycji, które pchały się do nas różnymi sposobami: a to przez wręczane na ulicy reklamy, a to przez licznych znajomych lub zatroskaną rodzinę. Nie da się tego wszystkiego zmieścić i pozostać względnie normalną rodziną! Co wybrać? Co odpuścić? Jeżeli chodzi o to drugie pytanie, to padło na… szkołę. Przecież ja mogę ich tego wszystkiego nauczyć!
Jakąś dłuższą chwilę później (może to był rok albo półtora) stwierdziłam, że jednak nie mogę i ukułam nowe hasło: przecież one tego wszystkiego mogą się nauczyć same! (Z moją niewielką pomocą oczywiście, na niewielką pomoc to mnie jeszcze stać). Za hasło przewodnie obrałam słowa położnej, która przyjmowała na świat nasze dzieci. Zwykła mówić o swoim zawodzie w ten sposób: „dobra położna musi mieć dwoje oczu, żeby wszystko dokładnie obserwować, dwoje uszu, żeby świetnie słyszeć każdy oddech rodzącej, i dwie ręce, żeby… na nich siedzieć!”. Nie pchać się tam, gdzie inni poradzą sobie sami…
No i okazało się, że to oczywiście wcale nie jest takie proste, bo systemowo-szkolne myślenie weszło naprawdę głęboko w moje struktury ontyczne. Zdecydowana większość decyzji, które muszę podjąć jako rodzic w edukacji domowej, to wieczna weryfikacja podstawowych założeń, filozofii życia i sprawdzian z autentyczności… Pozornie banalne pytanie „czy w tym roku basen, czy gimnastyka korekcyjna?” prowadzi do filozoficznego zamyślenia nad sensem istnienia i posiadania ciała… Ten trwający do dziś, męczący i chwilami prowadzący do rozpaczy proces znajdowania odpowiedzi na nowe pytania doprowadził mnie do nowego hasła-okrzyku: ile ona (edukacja domowa) MNIE nauczyła!

HISTORIA O HISTORII
Największą zgryzotą przy podejmowaniu decyzji o ED był przedmiot zwany historią. Moje osobiste edukacyjne przekleństwo. Mimo szczerych chęci i wielu lat nauki, przygotowując się do matury (w ramach której wybrałam sobie właśnie historię na egzamin ustny), z rozpaczą stwierdziłam, że naprawdę nic nie umiem. Nie umiem wsadzić w odpowiednie miejsce w naszych ojczystych dziejach takich nazwisk, jak Kościuszko czy Kazimierz Odnowiciel, nie odróżniam Poniatowskich i nie wiem, jakie są daty rozbiorów Polski. Wykonałam wtedy zgrabną, acz ryzykowną woltę, w marcu tuż przed maturą zmieniając przedmiot z historii na biologię. I co? I nic, koszmar historii wrócił na studiach (historia Kościoła w ogóle i w szczególe). Przebrnęłam, niestety nadal nieskażona żadną ugruntowaną wiedzą w tym zakresie. I z taką to pustą szufladką w głowie miałam własnym dzieciom pomóc w nauce historii… Ale – pomyślałam – któż jak nie ja? Podjęłam wyzwanie! Okazało się, że kluczem do sukcesu była dla mnie oś czasu (a na niej obrazki, mapy, symbole itp.) oraz odłożenie na bok podręczników i sięgnięcie po opowieści i powieści historyczne. Historia ojczysta objawiła się jako pełna barwnych postaci, które swoim bohaterstwem lub bezdenną głupotą wciągnęły mnie we własne dzieje. Chwała autorom, którzy mrówczą pracę historyka umieli ubrać w tak wciągające literackie konstrukcje! Natomiast oś czasu, na którą patrzyłam z dziećmi przez kolejne lata ich edukacji, wyryła mi się w mózgu – mam nadzieję – na trwałe i uporządkowała cały ten worek dat, nazwisk oraz wydarzeń.

NIEBANALNE NOTOWANIE
Czymś zaskakującym w naszej domowej szkole był dla mnie sposób, w jaki notował sobie różne informacje nasz najstarszy syn Tobiasz (obecnie klasa maturalna). Nigdy nie pisał jakichś zwięzłych tekstów, zawsze rysował. Każdy temat – nieważne, czy ze wspomnianej wyżej historii, czy z fizyki – był ujęty w zwięzły i dowcipny komiks. Jego notatki chciałabym bardzo przechować dla kolejnych pokoleń w naszej rodzinie, jako dowód na talent i polot przyszłego tatusia tudzież wujka.

Chcesz przeczytać do końca?

Ten i setki innych artykułów są dostępne w ramach prenumeraty.
Zdobądź dostęp do wszystkich treści, stań się częścią społeczności.

Zyskaj dostęp online do wszystkich artykułów, które ukazały się na łamach Magazynu Kreda

Dostęp online do wszystkich artykułów oraz 4 kolejne wydania kwartalnika KREDA w wersji drukowanej prosto do twojego domu. Zamawiając prenumeratę stajesz się członkiem klubu KREDA. Sprawdź korzyści i dołącz już teraz.

Udostępnij artykuł:
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze

KREDA SKLEP

Newsletter #kredateam

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz prezent: pełne wydanie Kreda „Neurodydaktyka” w wersji PDF

Wpisz poniżej swoje dane, a my wyślemy prezent na Twoją skrzynkę e-mail.

Podanie powyższych informacji jest równoznaczne z zapisem na newsletter Kredy. Możesz wypisać się w dowolnym momencie.

Jeżeli po raz pierwszy rejestrujesz się w naszym systemie, potwierdź Twój adres e-mail. W tym celu kliknij potwierdzenie w wiadomości e-mail, którą do Ciebie wyślemy. W kolejnej wiadomości otrzymasz prezent. Jeżeli wiadomość nie dotarła do Twojej skrzynki, sprawdź folder spam lub inne foldery: oferty, powiadomienia, itp.