Był 2011 rok. Bardzo chciałam pojechać na sympozjum o bezpiecznym porodzie, które odbyło się we Wrocławiu, a na którym miał gościć Michel Odent. Czytałam jego książki i bardzo ceniłam jego spojrzenie na poród. Niestety nie udało mi się tam dotrzeć, ale z wielką ciekawością wysłuchałam relacji mojej koleżanki, która uczestniczyła w tym wydarzeniu. Michel Odent jest nietypowym położnikiem. Zaczął odkrywać rolę i znaczenie naturalnego porodu dla matki i dziecka, pracując jako chirurg wykonujący... cesarskie cięcia. Zafascynował się procesem niezaburzonego porodu i stworzył fantastyczne miejsce w Pithiviers, gdzie kobiety czuły się bezpiecznie i przeżywały piękne porody. Po wielu latach pracy uznał, że najbardziej przeszkadzającym ogniwem w porodzie są mężczyźni. Uznał, że nie powinno ich tam w ogóle być – tym samym uznał swoją obecność przy porodach za niewłaściwą. Badał bardzo dogłębnie, co sprawia, że porody są bezpieczne dla matki i dziecka, i znalazł się w gronie osób, które twierdzą, że najlepiej jeśli położna trzyma ręce z dala od mamy, by swoimi działaniami nie zaburzyć naturalnego procesu porodu.
Kiedy moja koleżanka opowiedziała, o czym mówił we Wrocławiu, przytoczyła jeszcze jeden ciekawy wątek. Michel Odent zaprosił polskie położne na kilkudniową konferencję do Honolulu. Już sam fakt, że konferencja ma się odbyć w Honolulu, wywołał na sali lekki szmer. Po chwili dodał ponoć, że jednym z założeń wyjazdu jest nauka i ćwiczenie robótek ręcznych na drutach lub na szydełku. Sala pełna położnych i lekarzy wybuchnęła wówczas śmiechem. Wytłumaczył zaraz, że to bardzo istotne, aby położna miała czymś zajęte ręce, żeby przypadkiem nie wykonała zbyt wielu interwencji. Jego zdaniem największym wsparciem dla kobiety jest milcząca i nienarzucająca się akuszerka. Ale dodał jeszcze, że spokojna położna bardzo mocno oddziałuje na matkę i sprawia, że ta staje się zrelaksowana i łatwiej rodzi. A prace ręczne – między innymi właśnie robienie na drutach – wprowadzają mózg w stan głębokiego wyciszenia, które jest odczuwalne dla otoczenia. Dlatego też, kiedy położna robi na drutach, matka staje się spokojna i wyciszona, a w efekcie szybciej rodzi. Kto by pomyślał, że handmade podczas porodu może mieć tak pozytywny wydźwięk! Jak cudownie byłoby dostać kocyk dla dzieciątka wydziergany przez położną. Albo chociaż czapeczkę.
Nie ma co do tego wątpliwości – prace ręczne dają każdemu wiele pokoju, wyciszenia i satysfakcji. Są piękne i zaspokajają nasze potrzeby estetyczne. To przykre, że nasz rynek zalany jest tanimi fabrycznymi produktami, które niszczą się po kilku użyciach i nie mają w sobie duszy, nie są tworzone z miłością. Wiemy, jak wiele małych firm w Polsce boryka się z różnymi trudnościami, pomimo że tworzą piękne rzeczy. Dlatego też zaprosiliśmy kilka z nich do tego numeru, aby przedstawiły swoją pasję i pokazały swoje produkty. Być może zainspirują Was do działania lub zapragniecie, by Wasz dom był wypełniony przedmiotami zrobionymi ręcznie – z pasją, zachwytem i miłością. Może spokój wykonawcy udzieli się również Waszemu domowi i atmosfera w nim panująca stanie się prawdziwie czarująca. Warto mieć mniej, ale za to wyjątkowych i lepszej jakości rzeczy. Dla dobra osób, które mieszkają w naszym kraju, dla dobra naszej planety, dla dobra naszego domu. Każdy taki handmade’owy przedmiot będzie miał swoją duszę i przyniesie radość zarówno właścicielowi, jak i twórcy.