Kategoria artykułów:

Cuda na Koszykowej

Rozmowa z Mateuszem Halickim,
warszawskim lutnikiem samoukiem.

Na słynnej ulicy Koszykowej w Warszawie znajduje się pracownia lutnicza Mateusza Halickiego. To miejsce klimatyczne i pachnące historią, zupełnie jakby wiele lat temu zatrzymał się tu czas. Jest to nieduże, choć bardzo wysokie pomieszczenie w bramie przedwojennej kamienicy. Lokal ten jeszcze kilka lat temu był magazynkiem pobliskiego sklepu spożywczego. Dziś jest przytulną pracownią, w której Mateusz przywraca życie instrumentom. Masywny stół, nad nim wysoka drewniana ściana, na której umieszczona jest niezliczona ilość narzędzi. Dookoła, w każdym możliwym miejscu są instrumenty, zarówno gotowe na sprzedaż, jak i te w trakcie naprawy – otwarte skrzypce, pęknięta altówka, a nawet kontrabas, który zajmuje znaczną część pracowni. Na ścianie znalazło się miejsce dla kilku ikon, starych fotografii oraz rycin. Podwórko kamienicy tworzy „studnię”, w której panują świetne warunki akustyczne, idealne, aby wypróbować brzmienia instrumentów wychodzących spod rąk lutnika.

Mateusz Halicki w swojej pracowni.
fot. Grzegorz Kiciński

Kawiarka daje znać, że kawa gotowa. Możemy zaczynać. Muszę ci się przyznać, że wywiad przeprowadzam pierwszy raz w życiu. Ty udzieliłeś ich już całkiem sporo, więc może mógłbyś mi podpowiedzieć, o co najczęściej cię pytają.

Najczęściej… Z czego są zbudowane skrzypce, skąd się bierze takie drewno, dlaczego na ten patyczek w środku mówi się „dusza”. I jeszcze: czy włosie w smyczku naprawdę jest z końskiego ogona? A jeśli chodzi o rzadsze pytania, to jedna pani mnie kiedyś zaskoczyła, bo przyszła i zapytała, czy lutuję też garnki.

Chodziło mi bardziej o pytania związane z twoją osobą. No wiesz, podejrzewam, że często to pada: jak to się stało, że zostałeś lutnikiem?

Faktycznie. Odpowiedź na to pytanie powinienem mieć już nagraną i tylko włączać guzik. (śmiech ) Lutnikiem zostałem trochę przez przypadek, chociaż nie wierzę w przypadki.

Od zawsze lubiłem majstrować, naprawiać samemu rzeczy. Jak mi się zepsuł stary wzmacniacz czy rower, to nie szedłem na łatwiznę i do serwisów, tylko sam przy tym kombinowałem. Przygoda z instrumentami zaczęła się w 2013 roku, kiedy w ręce wpadła mi ledwo żywa gitara z zapadniętą płytą wierzchnią. Postanowiłem podjąć próbę jej naprawy, bazując na anglojęzycznej literaturze dostępnej w Internecie. W ten sposób przeprowadziłem pierwszą gruntowną renowację instrumentu. Choć efekt nie był piorunujący, to złapałem bakcyla i zacząłem szukać instrumentów, którym mógłbym przywracać życie. Następna w kolejności była mandolina, po czym przyszedł czas na ukulele. Niedługo potem poznałem warszawskiego handlarza zabytkowych instrumentów. Gdy dowiedział się, że znam się także na elektronice, przywiózł mi do naprawy kilka gitar elektrycznych. Tak rozpoczęła się nasza dwuletnia współpraca, w trakcie której naprawiłem ponad 50 takich gitar. Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, szukałem instrumentu, którego renowacja okazałaby się prawdziwym wyzwaniem. Przechadzałem się po jednym z warszawskich pchlich targów, gdy moją uwagę przykuły bardzo stare, zupełnie zdezelowane skrzypce. „To by było coś, naprawić to nieszczęście” – pomyślałem i nie wahając się ani chwili, od razu je odkupiłem. Jak na skrzydłach poleciałem do domu, żeby rozpocząć ich naprawę. Po tej pierwszej renowacji skrzypiec wiedziałem już, że to jest to. Od tamtej pory wykonałem około sześćdziesięciu renowacji i napraw starych skrzypiec, ale też innych instrumentów strunowych. Chciałem rozwijać się dalej, więc w 2016 roku zbudowałem od podstaw moje pierwsze skrzypce, choć, szczerze mówiąc, nie do końca mi wyszły.(śmiech ). Wtedy postanowiłem specjalizować się w renowacjach i zająć się lutnictwem profesjonalnie. Jestem osobą ciągle głodną wiedzy i poszerzania horyzontów, a lutnictwo to taka dziedzina, którą będę mógł zgłębiać do końca życia, a i tak nie wystarczy mi czasu na poznanie wszystkich zagadnień. Szukałem miejsca, w którym mógłbym otworzyć pracownię, i 3 lata temu trafiłem tu – na Koszykową 35. Od razu zakochałem się w tym miejscu. Okazało się, że kilka pięter nade mną mieszkała kiedyś Grażyna Bacewicz, a teraz czasem wpada do mnie na kawę jej wnuczka. Marzy mi się, żeby kiedyś tu, na podwórzu kamienicy, urządzić koncert ku pamięci artystki.

Chcesz przeczytać do końca?

Ten i setki innych artykułów są dostępne w ramach prenumeraty.
Zdobądź dostęp do wszystkich treści, stań się częścią społeczności.

Zyskaj dostęp online do wszystkich artykułów, które ukazały się na łamach Magazynu Kreda

Dostęp online do wszystkich artykułów oraz 4 kolejne wydania kwartalnika KREDA w wersji drukowanej prosto do twojego domu. Zamawiając prenumeratę stajesz się członkiem klubu KREDA. Sprawdź korzyści i dołącz już teraz.

Udostępnij artykuł:
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze

KREDA SKLEP

Newsletter #kredateam

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz prezent: pełne wydanie Kreda „Neurodydaktyka” w wersji PDF

Wpisz poniżej swoje dane, a my wyślemy prezent na Twoją skrzynkę e-mail.

Podanie powyższych informacji jest równoznaczne z zapisem na newsletter Kredy. Możesz wypisać się w dowolnym momencie.

Jeżeli po raz pierwszy rejestrujesz się w naszym systemie, potwierdź Twój adres e-mail. W tym celu kliknij potwierdzenie w wiadomości e-mail, którą do Ciebie wyślemy. W kolejnej wiadomości otrzymasz prezent. Jeżeli wiadomość nie dotarła do Twojej skrzynki, sprawdź folder spam lub inne foldery: oferty, powiadomienia, itp.