Słowa powyższe zapisał w latach 30. XX w. niejaki Władysław Przanowski (1830-1937), ideowiec, społecznik i patriota, inżynier i pedagog, autor Dydaktyki pracy ręcznej . Szkoła i wychowanie były jego pasją. Marzył mu się powrót do idei tzw. szkoły twórczej, wypracowywanej przez Komisję Edukacji Narodowej, zanim jeszcze szkolnictwo zaborców dokonało w Polsce zniszczeń. Pragnął szkoły wolnej od werbalizmu, opartej zarówno na wiedzy książkowej i wykładzie, jak i na kształceniu przez doświadczenie i pracę. Wszystko, czego dokonał w pedagogice i edukacji polskiej, począwszy od roku 1913, kiedy to został dyrektorem szkoły rzemieślniczej im. K. Szlenkiera w Warszawie (prywatnej i wówczas jeszcze tajnej), zmierza do porzucenia nauczania według sztywno wyodrębnionych przedmiotów w siatce godzin i stworzenia programu opartego na dwóch równoważnych filarach: nauce klasycznej i manualnej. Choć dziś, sto lat później, pomysł ten wciąż jawi się jako czysta futurologia, z którą eksperymentują tylko „szaleńcy” spod szyldu Montessori lub antypedagogiki, sama idea nie była już wtedy ani nowa, ani wywrotowa.
Nie chodzi zatem w nauce pracy ręcznej o to, by tkać, wycinać i szydełkować. Celem nie jest makatka, lecz ukształtowanie w uczniu cnót i dobrych nawyków.
Pierwszym jej piewcą był Platon, a słynną realizacją – grecka pajdeja. W XVI wieku przywołał ją ponownie Rabelais, wyrażając troskę o Gargantuę, który „choć obraca cały swój czas na naukę [w szkole], staje się z tego pomylony, przygłupiasty, zatumaniony i jołopowaty”. Nieco młodszy od niego Michel de Montaigne wołał w Próbach o nową edukację dzieci, „nie ze słuchu i z gadania, jeno przez praktykę samej rzeczy”. O udział rąk i doświadczenia w nauce, w zgodzie z sensualizmem („Nie ma niczego w umyśle, co by najpierw nie zostało odkryte zmysłami” – J. Locke), zabiegali J.A. Komeński (XVII w.), J.-J. Rousseau, J.H. Pestalozzi (XVIII w.). „Samodzielne działanie rozwija samodzielne myślenie”, podkreślał F. Fröbel (XIX w.), twórca „ogródków dziecięcych”, znanych dziś jako przedszkola.
Komisja Edukacji Narodowej, de facto pierwsze w Europie ministerstwo edukacji, tworzyła zręby polskiej szkoły wsłuchana w te głosy płynące głównie z Anglii i Francji. Dużą rolę odgrywali tu pijarzy, wśród nich Stefan Konarski i Antoni Popławski. Zdaniem tych wielkich pedagogów, twórców pierwszych polskich podręczników (sic!), należało odstąpić od werbalizmu i abstrakcji, a zwrócić się w kierunku nauki przez doświadczenie, zmysłowy kontakt z poznawaną rzeczywistością, kształcenie ręki i samodzielną pracę.
Ta genialna reforma edukacji została przerwana przez rozbiory i politykę zaborców, myśl pedagogiczna jednak była kontynuowana. W doświadczonej pruskim modelem Wielkopolsce Bronisław Trentowski wydał Chowannę, czyli system pedagogiki narodowej. Wśród głównych narzędzi wychowania wymieniał jazdę konną, taniec, sporty na świeżym powietrzu, przechadzki i górskie wycieczki, które przez obserwację i doświadczenie rozwijają zdolność tworzenia jasnych i precyzyjnych wyobrażeń i pojęć. Jego idee podjął E. Estkowski, pedagog Izby Wychowania powstałej dla obrony polskiej edukacji przed wpływem modelu pruskiego. W swoich licznych listach gromił, że szkoła polska stała się wyłącznie rozumowa i pedantyczna. „Niemcy kształcą jedynie głowę (…). Uczą wiele znać i widzieć, ćwiczą gimnastycznie pamięć, rozwagę i rozum; ale nie wychowują, nie pielęgnują serca, nie wydobywają szlachetnych uczuć, natchnienia, nie wykształcają wewnętrznego sumienia…”
Zgubna pedagogika zaborców potwierdziła intuicje pierwszych reformatorów: koniecznym warunkiem ukształtowania szlachetnego charakteru ucznia jest wychowanie zorientowane nie tylko na formowanie umysłu, lecz także na zaangażowanie ciała (Ustawy KEN).