W ostatnim czasie wspinaczka staje się coraz popularniejsza. Co kryje w sobie ta dyscyplina? Jest nam znana właściwie od wczesnego dzieciństwa, każdy z nas jako dziecko na coś się wspinał, nawet jeśli tego nie pamięta. Jej zalet jest tak wiele, że właściwie trudno je wszystkie wymienić.
Dla mnie najważniejsze są: odnalezienie własnej przestrzeni do życia oraz prawo do błędów i przeżywania trudności. Jako pedagog widzę wśród rodziców tendencję do usuwania sprzed pociech wszelkich możliwych trudności, chronienia ich przed możliwością popełniania błędów. Te ostatnie są jednak bardzo rozwijające. Wspinanie uczy mądrego przeżywania błędu oraz pracy nad nim. Szukając rozwiązań podczas trudności i w obliczu popełnionych błędów, zdobywamy życiowe doświadczenie.
Rodzice chroniąc dzieci, robią to oczywiście z dobrej woli, często nie zastanawiają się jednak nad tym, w jaki sposób i kiedy ich pociecha ma nabrać sił duchowych oraz umiejętności mierzenia się z trudami życia. Warto zadać sobie pytanie, w którym momencie dziecko ma zyskać wiarę we własne możliwości, jeśli nie ma przestrzeni do ich sprawdzenia i rozwijania. Przykładów można wymieniać wiele, wszystkie prowadzą jednak do uzależnienia się od rodzica, braku decyzyjności, utraty wiary we własne umiejętności. Efektem ubocznym jest także silnie przeżywany stres, przy najmniejszych nawet trudnościach.
Jak więc wychować dziecko, by było mądre, samodzielne, odważne, kochające siebie? Zawsze zachwyca mnie przedstawiony w Księdze Tobiasza obraz anioła towarzyszącego młodzieńcowi. Boży wysłannik nie wybawia go z kłopotów, w trudach wspiera dobrą radą, ale nie robi niczego za Tobiasza. Myślę, że każdy dorosły w życiu dziecka – zmierzającego przecież w stronę dojrzałości – ma odgrywać rolę mądrego towarzysza drogi. Mając świadomość, że jesteśmy tutaj tylko na chwilę, możemy dobrze wykorzystać ten czas, by naszemu podopiecznemu pomóc zdobyć umiejętności niezbędne do mądrego i dobrego życia.
Jan Paweł II mówił do młodzieży: „Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali”. Tego właśnie możemy nauczyć dziecko – by umiało i chciało wymagać samo od siebie. Co więc robić, jeśli akurat nie ma nigdzie rzeki z zabójczą rybą, długiej drogi do przebycia czy też misji ratowania rodziny? Należy się rozejrzeć za taką przestrzenią, która będzie stawiać wymagania, a zarazem zaoferuje naukę ufania samemu sobie.