Przebywanie w szatni przed treningami piłki nożnej dla chłopców poniżej 10 roku życia może być ciężkim przeżyciem. I wcale nie z powodu zapachu skarpet… Widok mam, ojców, dziadków czy babć, którzy troskliwie przebierają chłopaków na trening, wiążą buty i wyręczają dzieciaki na każdym kroku, może zatrważać. Zwykle trzęsie mną w środku, sama nie wiem: płakać czy się śmiać. Zwracać im uwagę, a może iść do trenera? W takich sytuacjach głupieję. Jak te dzieciaki mają po czymś takim zwyciężać? Myślałam, że widok matek przebierających swoje potomstwo to najgorsze, co może mnie spotkać w szatni, a jednak...
Zwykle staram się do szatni w ogóle nie wchodzić, ale tego dnia na trening zawiozłam (oprócz mojego syna) także dwóch małych siostrzeńców. Dotarliśmy wyjątkowo wcześnie i w szatni nikogo jeszcze nie było. Mój syn zawsze przebiera się bardzo szybko, młodsi o półtora roku kuzyni zwykle robią to wolniej, rozmawiając zawzięcie, ale za to starannie składają swoje ubranka. Przysiadłam w szatni, do treningu było jeszcze trochę czasu, i żeby się nie irytować tempem, a jednocześnie korzystając z wolnej chwili, zaczęłam sprawdzać pocztę w telefonie.
W międzyczasie weszła pewna mama – najwyraźniej przedstawicielka frakcji rodziców helikopterów – i zaczęła rozwiązywać buciki synka, następnie czapeczkę wsadziła do rękawa, a kurteczkę powiesiła na wieszaczku. Potem zdjęła mu spodenki oraz koszulkę, po czym przeszła do zakładania stroju piłkarskiego, skarpet... Na koniec pięknie poukładała wszystko w plecaczku i powiesiła na wieszaku. No i jeszcze zawiązała mu halóweczki. Miał na oko wszak tylko 8 lat, pewnie sam by nie dał rady…
Widząc to kątem oka, jeszcze mocniej zaczęłam wpatrywać się w telefon, żeby jakoś to przeżyć. W tym samym czasie moi siostrzeńcy bez zbędnego pośpiechu, powolnym ruchem zdjęli buty i powiesili kurtki na wieszaku. Dyskutowali między sobą o wynikach ostatniego meczu. Pani mama wręczyła jeszcze synkowi do rączek butelkę z wodą, rozglądnęła się i dojrzała biednych małych bliźniaków, których opiekunka pogrążona w telefonie nie dostrzegła wszak, że potrzebują pomocy. Bez chwili wahania, niczym kwoka rzuciła się na siostrzeńców i zaczęła ich przebierać. Przez moment poczułam się jak wyrodna ciotka, która „siedzi na telefonie” zamiast pomóc siedmioletnim biedactwom. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Kiedy po chwili mnie odetkało i byłam w stanie się odezwać, z uprzejmością wykrzyknęłam:
– Ależ nie trzeba, proszę ich zostawić! Chłopcy sobie świetnie poradzą!
Obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem, zlustrowała z góry na dół i (zapewne) pomyślała, co pomyślała. Następnie udała się ze swoim synkiem – oczywiście – za rękę w stronę hali sportowej. Kiedy ochłonęłam, chłopcy skończyli się przebierać i pobiegli do trenera, który przybył w międzyczasie.
Tak sobie myślę, że samodzielność dzieci podczas przygotowywania się na treningi to pierwszy i niezbędny krok do tego, by zostać mistrzem. Dajmy im szansę.