Jestem żoną od blisko 12 lat. Z moim mężem zaczęłam spotykać się, gdy byłam zaledwie 16-latką. Marzyłam, by spędzić z nim całe swoje życie. Pamiętam, że w dniu ślubu w ogóle nie byłam zestresowana czy spięta, czułam się przepełniona radością. Ze łzami wzruszenia przyrzekałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Dziś wiem, że to był dopiero początek naszej miłości, która rozkrzewia się z biegiem czasu.
Dobra relacja rodziców daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa, solidną podstawę do wzrastania. Znalezienie czasu na dbanie o relację małżeńską nie jest jednak takie łatwe, szczególnie przy małych dzieciach.
Nasza rodzina szybko zaczęła się powiększać. Pierwsze dziecko, drugie, trzecie… Aktualnie jesteśmy rodzicami sześciu chłopców. Jak w natłoku spraw i obowiązków nie zgubić siebie nawzajem? Jak dbać o naszą miłość?
„Mąż ma być najważniejszą osobą w moim życiu”. To zdanie zapamiętałam z dialogów narzeczeńskich. Z nim weszłam w małżeństwo. I tego zdania trzymam się w codzienności.
Co znaczy, że mąż jest najważniejszy? Relacja małżeńska ma być ważniejsza od relacji rodzicielskiej. Moja miłość do męża (a jego do mnie) ma być większa niż do dzieci. Wiem, że dla niektórych brzmi to dziwnie, wręcz przerażająco. Przecież dziecko to krew z krwi. Urodzone, wykochane, podobne do mnie… Ale takie myślenie bywa zgubne. Dzieci są nam dane na jakiś czas. 20 lat, może 25… Można powiedzieć: „wypożyczone”. Nie są naszą własnością. Mają swoją odrębną drogę, którą będą podążały. Dorosną i pójdą w świat. A my zostaniemy. Znów tylko we dwoje. Z czym zostaniemy? Z bliskością, miłością, fascynacją sobą nawzajem? Czy z oschłością, oddaleniem, obcością?
