Żyjemy w bardzo dynamicznie rozwijającym się świecie. Pisząc te słowa, mam telefon w ręku. Jest jak minikomputer, dzięki któremu w dowolnym momencie mogę utrwalić swoje myśli i spostrzeżenia. Zapisuję je na dysku i w każdej chwili mogę do nich wrócić. Nie wiem czegoś, idę do „wujka Google’a” z zapytaniem i od razu otrzymuję listę odpowiedzi. Zapomnę kupić czegoś w sklepie stacjonarnym – załatwiam to przez Internet lub przez kontakt z infolinią. Nie mogę się doczekać przyjazdu umówionych gości – dzwonię do nich na komórkę lub wysyłam wiadomość na Messengera i potwierdzam, kiedy mam wstawić wodę na kawę. Albo też po prostu, jeśli przyjdzie mi coś do głowy, co warto by było mieć/sprawdzić/załatwić – sięgam po smartfon i to załatwiam. Od razu, bez ociągania się. Bardzo szybko przywykliśmy do załatwiania rzeczy od ręki, do zaspokajania przeróżnych potrzeb natychmiast, nieprawdaż? A dawniej? W moim rodzinnym domu sączyła się muzyka lub audycje radiowe z radiomagnetofonu. W dużym pokoju stał telewizor. Liczba kanałów telewizyjnych nie była oszałamiająca: program pierwszy i drugi TVP, no może jeszcze regionalna trójka. Pierwsze, nieliczne stacje komercyjne oraz anteny satelitarne pojawiły się w pierwszej połowie lat 90. Oprócz odbiorników radiowego i telewizyjnego, gdzieś w szafce stał magnetofon szpulowy, wyciągany, gdy chcieliśmy posłuchać starych nagrań i ewentualnie przegrać je na mniejsze kasety magnetofonowe (z czasem na pierwsze płyty CD!) lub powygłupiać się i ponagrywać nasze próby piosenkarskie, korzystając z fajnego oldschoolowego mikrofonu. Mniej więcej w połowie lat 90. do naszego domu trafiła prosta konsola do gier, na której od czasu do czasu grałam z bratem w Mario . Zagościł też telefon stacjonarny, czyli „na kabel”, z analogowym cyferblatem. Wcześniej, aby móc z kimś porozmawiać na odległość, trzeba było do niego pojechać albo, jeśli akurat był „szczęśliwcem” i miał telefon w domu, udać się na pocztę i zamówić rozmowę telefoniczną. Potem pojawiły się budki telefoniczne. Z tamtych lat pamiętam jeszcze walkmany do przenośnego odsłuchu ulubionych wykonawców z taśm magnetofonowych. I listy oraz kartki, nie tylko świąteczne! A komputer? Oj, to dopiero do pracy magisterskiej. A telefon komórkowy? Też pod koniec studiowania. A smartfon? Od kilku lat. Ale, ale! Co to wszystko ma wspólnego z edukacją medialną? Myślę, że sporo. Historia mediów jest historią komunikowania się ludzi, a także ewolucji środków przekazu informacji. W ostatnich latach wszystko uległo bardzo dużym przemianom. Rozwój jest wpisany w życie człowieka, jednak zakres i tempo zmian ostatnich lat są znacznie większe w porównaniu z ewolucją, przez którą przechodziliśmy na przestrzeni wieków. Współczesne przemiany dokonują się przy stałym (w porównaniu z dawnymi latami) poziomie naszych sił fizycznych, możliwości umysłowych i emocjonalnych. Czy zdążyliśmy się do nich przygotować, czy zdążyliśmy przygotować nasze dzieci do prawidłowego funkcjonowania w środowisku wypełnionym inteligentnymi urządzeniami? Aby swobodnie nawigować po wypełniających naszą codzienność technologiach, zdobywamy nowe kompetencje. Równolegle powinniśmy zatroszczyć się jednak o zdrowie w sferze psychofizycznej poprzez kształtowanie pewnych umiejętności miękkich. Oprócz całego dobrodziejstwa, jakie płynie z technologicznych nowinek, borykamy się bowiem z licznymi negatywnymi skutkami nadmiernego korzystania z tych współczesnych innowacji. Media, jak żaden chyba inny ludzki wynalazek, nie tylko oddziałują na nasz umysł i emocje, ale również wchodzą z nami w interakcje. Media nas fascynują i „wciągają”. Bardzo łatwo im ulegamy, nie zawsze panujemy nad nimi. Dzieje się to za sprawą socjotechnik, które są środkami wywierania wpływu na myśli, uczucia oraz zachowania człowieka. Możliwe, że dzień zaczynamy od sprawdzenia ulubionych portali i pewnie zdarza się, że zamiast „chwili” poświęcamy na to godzinę lub więcej czasu. Czytamy, oglądamy różne rzeczy i w oparciu o nie kształtujemy swój światopogląd. Ale czy jesteśmy pewni rzetelności uzyskanych informacji? Nosimy przy sobie smartfon, w każdej chwili możemy sprawdzić maile, drogę podróży, stan konta w banku, odebrać punkty w aplikacji sklepowej, zrobić zdjęcie, udostępnić coś naszym znajomym itd. Czy zastanawialiśmy się, jak ta „natychmiastowość” realizacji wszystkich potrzeb i zachcianek wpływa na naszą psychikę, na rozumienie samego siebie, na poczucie sensu życia, na relacje z bliskimi? Postawione pytania nabierają szczególnej mocy, jeśli odniesiemy je do naszych dzieci. To przecież one coraz częściej i coraz szybciej sięgają po różnego rodzaju urządzenia elektroniczne (smartfon, tablet itd.) i zatracają się w plejadzie cyfrowych komórek. Pomijając już kwestię szkodliwości spędzania dużej ilości czasu z mediami, zastanówmy się, czy potrafimy ograniczyć czas korzystania z nich? Co możemy zrobić, by zapanować nad pożeraczami czasu, jakim są media? Aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba uświadomić sobie, że sukces medialnych socjotechnik w znacznej mierze sprowadza się do określonego oddziaływania na nasze emocje. Chętniej będziemy po nie sięgać, jeśli nosimy w sobie jakiś brak: relacji, pasji, wiary w siebie, zadowolenia z życia itd. W dalszej kolejności dochodzi brak samodyscypliny, która jedynie „dolewa oliwy do ognia”. Jeśli zatem zauważymy, że zbyt dużo czasu spędzamy na przeglądaniu social mediów, pomyślmy najpierw, dlaczego tak się dzieje. Co takiego nam dają, jaki głód zaspokajają? Czy jest to coś, co możemy i chcemy zmienić? Jeśli tak, to ustalmy plan działania – określmy, co i jak zamierzamy przeorganizować. Następnie wprowadźmy założenia w życie. Poszukiwanie przyczyn częstego sięgania po media oraz wypracowany plan działania w walce z nadmiernym czasem poświęcanym na media będą zawsze mocno zindywidualizowane. Czasami wysiłek zmiany nawyków może wiązać się z koniecznością uzyskania porady specjalistycznej czy podjęcia terapii. Istnieją jednak pewne ogólne „metody walki”, które powinny się sprawdzić u każdego. Po pierwsze: RELACJE. To jest podstawa, zadbaj o nie. Czy to w kontekście ty-twoi bliscy , czy też twoje dzieci-ty i inni bliscy . Jeśli nasz dom jest pełen ciepła, zrozumienia, szacunku i miłości, problem nadmiernego korzystania z mediów nie powinien nas dotknąć. Zawsze będzie coś fajniejszego do zrobienia ze współmałżonkiem, dziećmi, mamą, tatą, siostrą, babcią, przyjacielem itd. Po drugie: PASJA. Czy ją posiadasz? Może już dawno o niej zapomniałeś albo nie miałeś czasu, by się nią zająć? A może nigdy jej nie miałeś? Warto przemyśleć ten temat, bo pasja często wiąże się z naszym powołaniem, a tego nie warto już bagatelizować. Pasja dodaje nam skrzydeł. Dzięki niej czujemy się dobrze z samym sobą, rozumiemy siebie, wierzymy w siebie, a w efekcie możemy dalej rozsiewać dobro. Po trzecie: PRZYRODA. Fachowo nazywa się to hortiterapia, czyli terapeutyczny kontakt z naturą. Badania naukowe wskazują, że nasza aktywność na świeżym powietrzu, pośród zieleni jest bardzo pomocna. Powoduje, że łatwiej doprowadzamy do równowagi nasz rozregulowany system hormonalny oraz układ nerwowy. Dzięki kontaktowi z naturą niejako „resetujemy się” i powracamy na właściwe tory funkcjonowania zarówno w sferze fizycznej, jak i psychicznej czy emocjonalnej. Po czwarte: CEL i LIMITY. Chodzi tu o cel sięgania po media i ewentualny limit czasowy, jaki sobie lub dzieciom nakładamy. Jeśli ustalimy, że korzystamy ze smartfonu tylko w konkretnym celu albo że nasz czas na gry jest zawsze o stałej porze dnia i wynosi np. 45 minut, nie będziemy „zabijać czasu” na telefonie komórkowym i dużo łatwiej będziemy zarządzać czasem spędzonym z mediami. Po piąte: DETERMINACJA. Nasza wygrana w walce z mediami jako pożeraczami czasu, podobnie jak w przypadku walki z innymi złymi nawykami, w znacznej mierze zależy od naszej silnej woli i konsekwencji w działaniu. Jeśli czujemy, że nie jest to nasza mocna strona, zobaczmy jak sobie z tym radzą inni lub poczytajmy o sprawdzonych praktykach na ćwiczenie silnej woli. Możemy też po prostu wyznaczyć jakiś prosty cel (np. 3-5 minutowa gimnastyka po przebudzeniu i przed pójściem spać) i jeśli uda nam się go realizować, to tak jakby z każdym dniem nasza determinacja do walki rosła. Dzięki temu łatwiej będzie nam podjąć trudniejsze wyzwania. Na koniec chciałabym wypunktować dodatkowe sposoby pomocy naszym dzieciom w walce z pożeraczami czasu, jakim są media. Oczywiście podejdźmy do nich w duchu wolności – każdy rodzic przecież wie, co jest dobre dla jego dziecka:
1. Podarujmy dziecku smartfon jak najpóźniej. Badania psychiatryczne wskazują, że bezpieczne korzystanie z urządzeń mobilnych możliwe jest dopiero od 13., a nawet 15. roku życia!
2. Jeśli nasze dziecko ma już swój smartfon albo spędza dużo czasu przed komputerem, ustalmy z nim jasne limity czasowe i zasady korzystania z urządzenia oraz ilość platform społecznościowych, do których może mieć dostęp. Możemy również wspólnie dokonać selekcji powiadomień widocznych na smartfonie i zachować tylko te niezbędne. Wyjaśnijmy też, z czego wynikają nasze decyzje. W miarę możliwości tłumaczmy mechanizmy oraz procesy zachodzące w mózgu, a także ekonomiczne aspekty korzystania z gier i portali.