Rozmyślam o językach, których można się uczyć. Jedna z autorek numeru, który trzymacie w dłoniach, pisze, że na świecie jest ich około 6 do 7 tysięcy. Jeśli doliczyć do tego jeszcze niewerbalny język ciała, języki migowe, języki, którymi posługują się zwierzęta (w końcu są też tacy, jak dr Dolittle), 5 języków miłości i pewnie jeszcze wiele innych, to można mieć poważny dylemat – którego lub których się uczyć...
Czytałam kiedyś historię dość nietypowego porodu opisaną w książce Zawołajcie położną Jennifer Worth. Momentami była wciągająca i trzymająca w napięciu jak horror. Wszystko działo się w czasie słynnego, gęstego londyńskiego smogu. Będąca w stanie błogosławionym z 25 dzieckiem Hiszpanka wyszła przed dom nieświadoma, że mróz (w połączeniu z mgłą) uczynił nawierzchnię zupełnie zeszkloną i niesamowicie śliską. Niestety nasza bohaterka poślizgnęła się i straciła przytomność. Była prawdopodobnie w 28 tygodniu ciąży, a w domu znajdowały się tylko najmłodsze dzieci, poniżej piątego roku życia. Conchita doznała wstrząśnienia mózgu i mocno się wyziębiła, zanim znalazły ją starsze dzieci. Mąż wrócił do domu późno, cieszył się na dwudzieste piąte dziecko jak na pierwsze, więc bardzo zmartwił się zaistniałą sytuacją. Byli małżeństwem, które darzyło się ogromną miłością. Tej nocy Conchita zaczęła rodzić, pomimo że sama była w bardzo ciężkim stanie. Urodziła dzieciątko ważące około 700 gramów. Maleństwo żyło – ku zaskoczeniu położnej będącej przy porodzie. Chwilę potem miała miejsce przedziwna scena. Położna wezwała pogotowie, które miało zabrać maluszka na oddział wcześniaków. Ojciec dziecka, Anglik o imieniu Len, przywitał sanitariuszy i przyprowadził do pokoju, w którym leżała żona. I w tym momencie możemy przeczytać o niezwykłej miłości i szacunku łączących ich oboje. Conchita leżała na łóżku, ledwie świadoma, z dzieckiem położonym między piersiami – przykryte było dłonią, tak że wystawała tylko główka. Nie pozwalała swoim ciałem nikomu nawet zbadać dziecka. Conchita nie rozumiała nic po angielsku, mówiła tylko po hiszpańsku. Jej mąż nie rozumiał nic po hiszpańsku, mówił tylko po angielsku. Tłumaczem została wówczas ich córka. Delikatnie mówiła mamie o konieczności przewiezienia noworodka do szpitala, dla jego dobra. Conchita kategorycznie odmówiła. Wtedy Len przeprosił pracowników pogotowia, przyznał, że zgodził się przedwcześnie na zabranie dziecka, a powinien był porozmawiać z żoną, ponieważ wszystkie decyzje dotyczące dzieci podejmuje żona. Jeśli ona powiedziała „Nie”, to dziecko zostaje. Maluch przeżył, wyrósł na zdrowego chłopca, a przecież w tamtych czasach takie wcześniaki przeżywały bardzo rzadko.
Ilekroć przypominam sobie Conchitę i Lena oraz fakt, że nie znali żadnego wspólnego języka, a mimo to tak mocno się kochali i byli tak bardzo zgodni, wprawia mnie to w głęboką zadumę. Jak oni się dogadywali? W końcu uczymy się języków, żeby tworzyć relacje. Ale widać nie tylko język werbalny te relacje tworzy. Jaki język, twoim zdaniem, jest najważniejszy, żeby stworzyć silne więzi?