NASTOLATEK SIĘ UCZY
MAGDA LISAK
Podejrzewam, że tylu, ilu jest nastolatków, tyle pomysłów na osobiste miejsce pracy – można uczyć się, leżąc na łóżku, fikając nogami, zaanektować jadalniany stół, korzystać z hamaka lub biurka – do wyboru do koloru – pytanie tylko, czy wszystkie sposoby przyczyniają się do owocnej nauki? Nie wiem, czy dzieci chodzące do szkoły swoją aktywność naukową nazywają pracą, ale duża część homeschoolersów używa takiego zwrotu. I choć młodsze dzieci głównie bawią się poznawczo, to licealiści raczej czują edukacyjne brzemię, a przestrzeń do nauki wymaga przemyślenia.
Bywa różnie
Kiedy studiowałam architekturę wnętrz, byłam pewna, że wszystko musi być z góry zaplanowane i tak perfekcyjne, że niezmienialne. Czas zweryfikował moje poglądy, obecnie sporadycznie sugeruję wbudowane meble, układy nie do zmiany, które tylko na pierwszy rzut oka wyglądają pięknie. Ja, moja rodzina, nasz nastolatek wciąż się zmieniamy – potrzeby niby te same, ale wymagają różnych realizacji. Bądźcie otwarci na zmiany! To jest moja pierwsza zasada w projektowaniu. Oczywiście nie neguję ponadczasowych rozwiązań, ogólnych brył i założeń, ale wnętrze musi żyć razem z domownikami.
Zawsze jest wyjście
Dlatego miejsce pracy dziecka może zmieniać się co roku. W zależności od konwencji, jaką przyjmiecie, jego zainteresowań, potrzeb zdrowotnych czy niemocy w skupieniu uwagi. Znam nawet takie rodziny, które zmieniają miejsce zamieszkania ze względu na nowe perspektywy i wyzwania. U nas pierwsze zmiany w urządzonej pracowni na potrzeby edukacji domowej nastąpiły po roku, kiedy okazało się, że się w niej nie mieścimy, a nowy członek rodziny potrzebuje więcej ruchu. Niezależnie od tego, czy Wasze nastolatki uczą się we współdzielonych pomieszczeniach, czy w osobistym pokoju, podstawą dobrego wyboru są: obserwacja-refleksja-działanie. Jeśli przychodzi znużenie czy rozproszenie, znajdźcie źródło, młodzi ludzie często są nieświadomi tego, a popadając w niemoc, męczą się lub obwiniają samych siebie o porażkę.
W naszym domu funkcjonuje pracownia, w której uczą się na co dzień siedemnastolatek, piętnastolatka oraz dziesięciolatka. Jest tam też miejsce pracy dla mnie oraz kącik dla najmłodszej latorośli. Po 10 latach edukacji domowej jestem coraz bardziej skłonna stwierdzić, że jest to najbardziej komfortowa przestrzeń do nauki wspierająca zmobilizowanie, skupienie i świadomość intencji wchodzącego tam człowieka. Kiedy dzieci były młodsze, bardziej przypominała salę Montessori czy schronienie leśnego przedszkola, obecnie głównie jest dobrze doświetloną biblioteką z dużymi stołami do pracy. Nie brakuje tam oczywiście inspirujących gadżetów, materiałów malarsko-plastycznych czy eksponatów.
Stałe miejsce pracy
Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na stałe miejsce do nauki, początkowo uczyliśmy się wszędzie, każda okazja rodziła możliwość pogłębiania tematu. Jeśli zaszczepiliście takie podejście w dziecku, łatwiej będzie przyjąć ogrom materiału w wyższych klasach. Edukacja domowa daje możliwość realnych wyborów, w jakie dziedziny młodzież bardziej się zaangażuje. Nie da się ukryć, że oprócz realizacji pasji potrzebny jest czas na czytanie, robienie notatek czy korzystanie z lekcji onlinowych. Wydaje się sensowne rozdzielenie strefy odpoczynku, wspólnych rodzinnych zajęć od edukacyjnych poczynań. W pokoju kusi łóżko, które raczej powinno się kojarzyć z wypoczynkiem i snem, książki z regału lub smartfony potrafią skutecznie rozkojarzyć nastolatka. Planowanie i rytm dnia oraz specjalnie przeznaczone do tego miejsce do nauki uważam za sukces efektywnej pracy. Niejednokrotnie w rozmowach z rodzicami pojawia się temat trudności w wewnętrznej subordynacji, rozproszeń, mało efektywnej nauki lub ślęczenia nad nią przez cały dzień, kiedy można by ogarnąć to szybciej i ciekawiej – prawdopodobnie także w milszej atmosferze, biorąc pod uwagę wieczorne zmęczenie materiału. Co ciekawe, nie doświadczają tego problemu rodziny, w których przestrzeń twórczych działań funkcjonuje od wielu lat. Obserwuję, jak na rozwój dziecka, a później nastolatka, pewne rytuały mają ogromny wpływ. Choćby dobrze zaaranżowane małe biurko może stać się pozytywnym zaproszeniem w świat nauki.
Tylko jak to zrobić, kiedy metraż nie pozwala na dodatkowe pokoje?
Kiedy mieszkaliśmy w dość ciasnym mieszkaniu, a dzieci zaczynały edukację domową, nasza pracownia została wyodrębniona z pokoju dziennego za pomocą parawanu i pianina. Miała dwa metry na trzy, pracowało w niej dwoje dzieci z baraszkującym pomiędzy nimi niemowlęciem. Po dwóch latach pokój dzienny zmniejszył się o kolejne 3 metry kwadratowe. Dzieci miały swoją przestrzeń, a duże projekty robiliśmy na podłodze lub stole kuchennym. Na przestrzeni lat zmieniał się układ stołów, raz pracowaliśmy przy jednym, raz przy osobistych biurkach, a niekiedy podłoga była zarezerwowana do osobistych działań. Projektując nowy dom, zarezerwowaliśmy największy pokój na wspólną pracownię. W konsekwencji nie wszyscy mają prywatne pokoje, ale wartość tej wspólnej edukacyjnej przestrzeni nadal wydaje owoce i cieszy domowników. Cudownie słyszeć, że młodzież lubi swoje miejsce pracy, a przekraczając jego próg, zanurza się w naukowe rewiry, co jakiś czas staczając walkę z mało znośnymi zagadnieniami.
Światło
Nikogo nie trzeba przekonywać, że światło to życie, dlatego stół do nauki powinien stać w okolicach okna lub wręcz pod oknem. Warto dopasować ułożenie biurka dla lewo- i praworęcznych. Oprócz światła dziennego dobrze jest zapewnić odpowiednie sztuczne źródła, które rozjaśnią pomieszczenie w szare dni. Jeśli ktoś ma zacięcie designerskie, proponuję wypośrodkować wybór pomiędzy wyglądem a realną pomocą, gdyż większość lampek nablatowych nie nadaje się do czytania czy pracy przy bliży. Trudno pominąć temat dbania o własny wzrok, kiedy mówimy o pracy w bliży. Długotrwałe czytanie choćby najciekawszej książki czy praca na komputerze zabija elastyczność mięśni gałki ocznej, co w konsekwencji powoduje krótkowzroczność. Co więcej, statystyki podają, że 50% polskich uczniów doświadcza tego problemu, a z biegiem edukacyjnych lat tylko się to pogłębia. Okna spełniają więc rolę terapii, bezgotówkowej, podręcznej, na co dzień, gdyż młody człowiek pogrążony w książkach czy komputerze co jakiś czas może uciec wzrokiem w dal, za okno, aby gałka oczna mogła się odprężyć. To jedno z ćwiczeń treningu widzenia, które może zdziałać cuda.