Długość życia liczymy od momentu porodu. Czyli od chwili, kiedy nasze ciało opuszcza łono matki, w którym zostało poczęte, rozwijało się i osiągnęło stopień dojrzałości pozwalający na to, by żyć na zewnątrz. Moment porodu jest naszym pierwszym kontaktem ze światem poza ciałem matki, pierwszym jego doświadczeniem. To musi być mocne doświadczenie, pozostające w nas na zawsze. Na poziomie, do którego świadomie nie mamy dostępu. Moment, w którym zaczyna się w nas tworzyć obraz tego świata. Być może czas najintensywniejszych doznań zmysłowych w życiu? Czym właściwie jest? Co o nim wiemy?

fot. Magdalena Rymarz
W większości filmów kobieta rodząca, zazwyczaj kompletnie zaskoczona, zaczyna krzyczeć, widzimy ją w momencie, w którym odchodzą wody płodowe, dlatego w wielkim pośpiechu, napięciu i lęku jest natychmiast wieziona do szpitala. Tam, otoczona specjalistyczną opieką, jest przewożona na salę porodową – biegiem i w pozycji leżącej na łóżku, zawiłymi korytarzami, po czym zamykają się za nią drzwi. W następnej scenie leży w łóżku z podtuczonym niemowlakiem i uśmiecha się. Tyle wiemy. Co się dzieje wewnątrz?
Widoczny jest w skali mikro mechanizm, którego używamy, gdy jest nam trudno. Nie dotykamy najboleśniejszych miejsc, często wypieramy raniące nas wspomnienia, treści. Ogniskujemy uwagę na rzeczach małej wagi, co oddala od sedna trudności, zajmuje umysł i zmysły, daje chwilowe poczucie ukojenia. I tak potrafimy gonić za króliczkami, byle uciec od bólu, konfrontacji z prawdą.
