Smoczyca robiła się coraz okrąglejsza i coraz szybciej łapała zadyszkę. Turlała się właśnie w kierunku lodówki po kefir, bo ponoć pomaga na zgagę.
– Czy widział ktoś ostatnio moje stopy? – zapytała domowników. – Ostatnio widziałam je chyba w piątym miesiącu, a potem nagle budzę się któregoś dnia i pyk! Zniknęły!
Ze szklanką kefiru w ręku wturlala się do pokoju swoich dwóch młodszych córek.
– Trafiłam do was po okruszkach. Co wy jesteście Jaś i Małgosia? Spokojnie traficie po tych śladach z powrotem do kuchni. Po zmiotkę spod zlewu.
Starsza przełknęła z apetytem ostatni kęs cynamonowego placka ze śliwkami i ruszyła we wskazane miejsce. Smoczyca pogładziła się po brzuchu. Maleństwo znów zaczęło kopać lub ćwiczyć step irlandzki – w każdym razie mocno dawało znać o swojej cudownej obecności. Miało nawet swój prywatny, spory basenik w związku z obserwowanym w tej ciąży wielowodziem. Smoczyca stwierdziła, że już wie, jak mógł się czuć jej pobratymiec Smok Wawelski po wyżłopaniu wody z Wisły.