
Kalendarz zapisany po brzegi, wszystko ściśle zaplanowane, jedno zadanie płynnie przechodzi w drugie, dzieci przejmowane z rąk do rąk, każda minuta wypełniona do perfekcji. Wszyscy się zgodzimy, że czas jest bezcenny, trzeba go szanować i jak najlepiej wykorzystać. Nie dopuścić, by choćby chwilka się zmarnowała. Denerwują nas niespodziewane wydarzenia, kolejki do przychodni, korek na autostradzie, telefon w niewłaściwym momencie. Nie wiadomo, kiedy skracamy nasze urlopy, przyspieszamy wspólne rodzinne posiłki albo (co gorsza!) rezygnujemy z nich całkowicie, przecież możemy zdrowo się najeść dietą pudełkową, a przy okazji zyskać bezcenny czas, by więcej się nauczyć, więcej osiągnąć, skorzystać z wachlarza dodatkowych zajęć dla dzieci, bez których z pewnością nie mają one szansy na harmonijny rozwój, najlepsze wyniki w szkole i superpracę w przyszłości… Tak, już dziś myślimy o dalekiej przyszłości. Przecież jest w naszych rękach…
„Chyba już będzie koniec świata” – powiedziała naście lat temu nasza sąsiadka w górach, wyglądając zza swojego płota. „Ojej, a dlaczego pani tak sądzi?” – zapytaliśmy. „Bo ludzie już ze sobą nie rozmawiają. Kiedyś się spotykali i rozmawiali… dziś każdy zamyka się w swoim domu”.
Było to tuż po naszej przeprowadzce w góry. W początkowym okresie mieliśmy zupełnie inną wizję zastanej rzeczywistości. Po przyjeździe z wielkiego miasta wszystko wydawało nam się tutaj takie spokojne, bliskie natury, poukładane… A jednak! Ludzie już ze sobą nie rozmawiają… No, może za wyjątkiem sytuacji, w której specjalnie się umówią, zaplanują spotkanie, wyznaczą czas. To jest też nasze doświadczenie. Gdzieś w ogromnej potrzebie budowania, zmieniania i organizowania świata zgubiliśmy coś, co nazwałabym traceniem czasu dla drugiego człowieka. Mamy osobiste doświadczenie prowadzenia nie tylko szkół, lecz także domu gościnnego. On pokazał nam, jak bezcenne może być przystanięcie w miejscu. Ile ważnych rzeczy powstało dzięki spotkaniu drugiego człowieka. Czasem zupełnie przypadkowo, na schodach, w kuchni, w bramie… Zwykłe, niepozorne zdarzenie przeradzało się często w głęboką rozmowę, refleksję i dalsze działanie. Czas na spotkanie, dzielenie się, słuchanie. Uświadomiliśmy sobie, że choć stale jesteśmy zanurzeni w morzu pilnych i ważnych spraw (które nierzadko są konsekwencją spotkań i inspiracji) czy nowo podejmowanych działań, to tym, co okazuje się bezcenne, jest właśnie ten moment, w którym ktoś chciałby z nami spędzić choć chwilę!
Spacer z Tosią, rower z Helą, herbata z Nelą… Wszystko odkładamy, aby dziś, w tej chwili mieć czas na spotkanie z kochaną osobą. Dotyczy to najbardziej nas – małżonków.
Takim niezwykłym momentem, w którym dajemy sobie mocno odczuć, że jesteśmy dla siebie w rodzinie nawzajem ważni, jest wspólne przeżywanie tego, co osobiście dotyczy kogoś z nas. Tego doświadczyliśmy podczas przygotowań do I Komunii Świętej rodzin z edukacji domowej. „Stracenie” dla siebie nawzajem odrobiny czasu odnawia przede wszystkim więzi małżeńskie, a co za tym idzie – ogromnie umacnia nasze dzieci w miłości. W takiej danej sobie nawzajem przestrzeni jedynie rodzice, którzy najlepiej znają swoje dzieci, mają szansę dostrzec w nich ukryty zmysł wiary – sensus fidei , zanurzony głęboko w każdym z nas, będący znakiem działania Ducha Świętego, który mama i tata mogą dostrzec nawet w maleńkim dziecku. Daje nam on przemożną siłę i wnosi w nasze serca pragnienie głębszego poznania Boga. Jest zaproszeniem na spotkanie, a co za tym idzie na „stracenie” czasu… „Stracenie” czasu dla Boga.