Słynny Słownik nauk, sztuk i rzemiosł Diderota i d'Alemberta, będący jednym z manifestów oświecenia, który miał dokonać epokowej „zmiany myślenia”, ukazał się pod – całkiem klasycznym – tytułem Encyklopedia , zaś siedemnaście wieków przed Diderotem rzymski retor, Kwintylian, opisując znany mu ideał kształcenia, używał właśnie tego – zapożyczonego z kolei od Greków – określenia enkyklios paideia . O ile dzieło francuskich uczonych objęło ostatecznie ponad 70 tysięcy haseł w 35 tomach (a prace redakcyjne trwały 15 lat), o tyle ideał, o którym pisał rzymski retor, można wyrazić w siedmiu słowach – tyle bowiem jest sztuk wyzwolonych , składających się na system klasycznego kształcenia. Oczywiście sporo dokonało się w nauce między Kształceniem mówcy a Encyklopedią francuską, jednak różnica w znaczeniu użytych słów świadczy o głębszej zmianie myślenia: dla Diderota paideia to wykształcenie w sensie dostępnych człowiekowi informacji z różnych dziedzin wiedzy; a dla Kwintyliana paideia oznacza wykształcenie w znaczeniu formowania człowieka (jako człowieka).
Pobieżne spojrzenie na spis treści oświeceniowej encyklopedii uświadomi nam zapewne, jak wiele zmian myślenia dokonało się również przez ostatnie 250 lat, nie zmienia to faktu, że o edukacji systemowej wciąż myślimy właśnie w schemacie encyklopedycznym. Człowiek wykształcony to ten, który ukończył szkołę i otrzymał dyplom potwierdzający fakt zdobycia wiedzy. Wiedzę zdobył, przyswajając informacje z podręczników, a sprawdzono go na drodze obiektywnej i mierzalnej za pomocą testów. (Jest jakaś historiozoficzna ironia w tym, jak wzniosłe ideały Wieku Świateł musiały spłaszczyć się, gdy przyszło do praktycznej realizacji w szkole pruskiej, a mimo to wciąż uważamy, że lepszych ideałów nie mamy, bo wcześniej – „mroki”…). Chyba każdy, kto zdał maturę, chwyta komizm zawarty przez Różewicza w scenie matury z Kartoteki , w której bohater spytany przez egzaminatora o „przyczyny przyłączenia Rusi Czerwonej” deklamuje wpis podręcznikowy, na jednym oddechu wymieniając imiona Szwarno, Mendoga, Giedymina, Lubarta i Aldony, aby usłyszeć: „Świetnie, doskonale, brawo, jest pan doskonale przygotowany do życia! Właściwie zdał pan swój egzamin dojrzałości!”. A przecież komizm ten wynika właśnie z karykaturalnej dysproporcji między znaczeniami słów, których używamy w edukacji („egzamin dojrzałości”), a rzeczywistością szkolną, którą mają one opisywać.
„Oratorium niech będzie tym, na co wskazuje jego nazwa” pisał św. Benedykt w swojej Regule , która klasztor nazywa „szkołą (służby Pańskiej)”. Jako mądry prawodawca i pedagog, Benedykt wiedział, że podstawą formowania człowieka w szkole jest zgodność słów i rzeczy. Próba zwięzłego przedstawienia, czym jest edukacja klasyczna, właśnie tu napotyka na przeszkodę, skoro będziemy posługiwać się słowami, które świadczą dziś raczej o licznych „zmianach myślenia” niż o rzeczywistości, którą pierwotnie opisywały. Jest jednak szansa w tym, że dialog ze starożytnymi pozwoli nam odkryć nie tylko jedność języka, lecz także spójność ideału edukacyjnego.
Ten model dydaktyczny rozwijający się przez około dwadzieścia stuleci (jeśli za moment osiągnięcia ugruntowanej dojrzałości uznać uniwersytet średniowieczny) wyrażał się, jak już wspomniałem, w programie siedmiu sztuk wyzwolonych (artes liberales – stąd w kręgach anglojęzycznych można spotkać się z hasłem edukacji „liberalnej”, liberal education ). Sztuki dzieliły się na dwie grupy, mówiąc najogólniej: jedną skupioną wokół słowa, drugą – wokół liczby. Sztuki „słowne” (a skoro „słowo” po grecku zawiera w sobie również odniesienie do rozumu, logos , zatem średniowieczni autorzy uznawali te sztuki za całość „logiki”, a więc umiejętności posługiwania się rozumem) były trzy, stąd określenie trivium : gramatyka, dialektyka i retoryka. Sztuki związane z liczbą były cztery (quadrivium ): arytmetyka, geometria, astronomia i muzyka. Zanim przejdziemy do pobieżnej charakterystyki każdej z nich, należy wyjaśnić jedną podstawową rzecz: słowo „sztuka” jest tu pojęciem technicznym (co z etymologicznego punktu widzenia jest pleonazmem, skoro techne to właśnie „sztuka”) i oznacza umiejętność wytworzenia jakiegoś dzieła zgodnie z racjonalną regułą.
Artes to więc nie „przedmioty”, alternatywne wobec tych, które znamy ze szkoły, lecz drogi przysposobienia uczniów do trwałej zdolności samodzielnego wykonania dzieła. Jakież miałoby jednak być dzieło gramatyki czy retoryki? Tutaj na odpowiedź naprowadza kwalifikacja owych sztuk jako „wyzwolonych”. Są one wyzwolone (wolne), ponieważ ich dzieła nie są podporządkowane żadnej zewnętrznej konieczności tak, jak dzieła sztuk „służebnych”. Murarz, na przykład, buduje dom nie dla samego domu, lecz po to, by w nim ktoś mógł zamieszkać; piekarz piecze chleb, by ktoś mógł go zjeść. Ludzie, by zachować życie, muszą gdzieś się chronić, muszą też coś jeść. Dzieła sztuk wyzwolonych nie podlegają takiej konieczności, lecz są wykonywane przez ludzi, gdy ich wszystkie inne potrzeby są już zaspokojone – gdy mają czas, w pełnym tego słowa znaczeniu, wolny. Po grecku czas wolny to schole i – tak! – stąd właśnie pochodzi nazwa „szkoła”. Człowiek w czasie wolnym może oddawać się czynnościom właściwie ludzkim, a więc takim, które wynikają z jego rozumnej (duchowej) natury. Stąd charakter dzieł sztuk wyzwolonych jest duchowy i, niejako, autoteliczny (niepodporządkowany niczemu zewnętrznemu) – w tym znaczeniu, że dzieła te stają się własnością i bogactwem duchowym działającego. Dziełem takim może być więc interpretacja utworu literackiego (gramatyka), rozwiązanie problemu poprzez przeprowadzenie poprawnego rozumowania (dialektyka) czy skomponowanie przekonującej wypowiedzi (retoryka).