Ponieważ głównie za pośrednictwem rodziny wdraża się dziecko w kulturę, przeto jest ona odpowiedzialna za wybór treści kultury, którymi żyje i które przekazuje. Jest więc ważnym ogniwem kulturotwórczym, będąc rodzajem soczewki skupiającej wybrane wartości oraz filtrem, który pewnych form działania zewnętrznego nie dopuszcza zbyt głęboko.
Katarzyna Dadak-Kozicka Środowisko rodzinne muzyków
(cytat z książki Małgorzaty Sierszeńskiej-Leraczyk Środowisko rodzinne
a ciągłość i jakość edukacji muzycznej )
O wsparciu procesu rozwoju muzycznego dziecka pisałam już nie raz. Moje wskazówki wypływały zawsze z doświadczenia rodzica i pedagoga. Niedawno przeczytałam książkę Małgorzaty Sierszeńskiej-Leraczyk Środowisko rodzinne a ciągłość i jakość edukacji muzycznej . Po zapoznaniu się z nią poczułam konieczność podzielenia się wnioskami ze środowiskiem edukacji domowej. Przede wszystkim dlatego, że w naukowy sposób potwierdza ona większość moich przekonań, ale też z tego względu, iż w kręgach ED widzę wspomnianą przez badaczkę „kolebkę rozwoju” – nie tylko muzycznego – przyszłych pokoleń.
Chcąc jak najwierniej przedstawić wnioski, zwróciłam się do ich autorki z prośbą o rozmowę.
Jest Pani psychologiem o specyficznym kręgu zainteresowań. Czy może Pani powiedzieć parę słów o sobie?
Po pierwsze jestem muzykiem i czuję się muzykiem. Przeszłam przez cały cykl kształcenia muzycznego od szkoły pierwszego stopnia, aż do studiów. Nie jestem z rodziny muzycznej. Na początku nauki tak się złożyło, że bardzo często zmieniałam nauczycieli, co w efekcie nie było korzystne. Każdy z nich uczył trochę po swojemu, a kiedy odchodzili, następny poprawiał coś w aparacie gry. Dopiero ostatnia nauczycielka sprawiła, że zdecydowałam się zostać skrzypaczką.
Uczyłam się w szkole muzycznej w Białymstoku. Przed wojną był to Prywatny Instytut Muzyczny Heleny Frankiewicz, który po wojnie został przekształcony w państwową szkołę muzyczną. Atmosfera była tam szczególna. Starsze kulturalne panie często prowadziły zajęcia w domu, oddając serce uczniom i nauce muzyki. Ten artystyczny klimat zachęcił mnie do studiów muzycznych.
Zauważyłam, że w szkole muzycznej nigdy nie ma problemów z dziećmi, których rodzice są pasjonatami swojej pracy.
Rozpoczęłam je w Poznaniu, pracując jednocześnie w tamtejszej operze. Po pierwszym roku studiów przydarzyła mi się kontuzja na nartach, która uniemożliwiła mi dalszą grę. Zmieniłam więc kierunek na teoretyczny i podczas tych studiów dowiedziałam się, że istnieje kierunek psychologia muzyki. Wyjechałam więc do Warszawy, gdzie studiowałam psychologię ukierunkowaną na wszystko, co związane z kształceniem muzycznym. Potem pracowałam jako nauczyciel teorii i gry na skrzypcach w poznańskich szkołach muzycznych, a od lat 90. wykładam na AM w Poznaniu, gdzie kieruję Pracownią Psychologii Muzyki. Prowadzę też poradnictwo psychologiczne dla muzyków przy Instytucie Muzyki i Tańca w Warszawie.
Proszę powiedzieć, jak rozwijała się historia badań nad czynnikami sukcesów muzycznych dzieci. Zdaje się, że ma ona wielowiekową tradycję.
Tak, już w starożytnych Chinach, za czasów Konfucjusza analizowano, jak można rozpoznać u małego dziecka zdolności ogólne. Organizowano „komisje”, które przemieszczały się pieszo pomiędzy wioskami, szukając uzdolnionych dzieci. Kiedy spotykano dziecko, które zdawało się uzdolnione, proponowano rodzicom, że będzie ono kształcone bezpłatnie w prestiżowej szkole na dworze cesarskim. Rodzice mogli wyrazić zgodę lub się sprzeciwić. Imperium Osmańskie w okresie najwyższego rozwoju przejęło ten system, z tą różnicą, że zdolne dziecko zabierano siłą. To była podstawa rozrostu imperium. Jego rozwój zakładał, że nie można tracić potencjału zdolnych jednostek.
W kręgu europejskim historia badań nad uzdolnieniami ma ponad stuletnią tradycję. Można przyjąć, że rozpoczęła się od czasów Francisa Galtona, to był przełom XIX i XX wieku.
Jak powstała Pani koncepcja badań nad rozwojem muzycznym przyszłych muzyków?
Studiowałam pod kierunkiem prof. Marii Manturzewskiej, z którą współpracowali Tadeusz Wroński, Jan Ekier, prof. Zbigniew Śliwiński i prof. Mieczysław Tomaszewski. Spotykali się w Radziejowicach i tam powstała pierwsza koncepcja badań nad biografiami utalentowanych muzyków polskich i europejskich, współcześnie żyjących i historycznych. Przy okazji tych badań coraz częściej pojawiało się środowisko rodzinne – jako czynnik wpływający na rozwój dziecka.
Podsumowując wyniki, Manturzewska zwróciła uwagę na bardzo istotny wpływ środowiska rodzinnego na edukację muzyczną. Dotąd nikt nie przyglądał się temu, jakie jest to środowisko i w jaki sposób oddziałuje. Należało spojrzeć na tę kwestię z perspektywy wiedzy o jakości rozwoju.
Wyniki tych badań umocniły mnie w dotychczasowych przekonaniach. Miałam już doświadczenie pedagogiczne, bo od paru lat uczyłam teorii i gry na skrzypcach. W dodatku w świecie muzycznym pojawił się prof. Gordon z koncepcją rozwoju muzycznego i nowym testem, który wówczas miał służyć w szkolnictwie ogólnym, żeby zobaczyć, jak rozwijają się dzieci. Mieliśmy więc nowe narzędzie do wypróbowania.
Kiedy rozpoczęłam pracę jako psycholog szkolny, zainicjowałam w szkołach spotkania z rodzicami, które miały za zadanie zintegrowanie nowo przyjętych uczniów i ich opiekunów. Organizowany był całodniowy wyjazd za miasto. Dzieci miały wspólne zabawy, podczas których rodziców zapoznawano ze specyfiką szkoły. Informowano, czego się od nich oczekuje, w co powinni się angażować i na co zwracać uwagę. Podczas takich spotkań, które zatytułowałam Moje dziecko – uczeń szkoły muzycznej , zaczęłam dzielić się wynikami moich badań. Byłam bardzo zdziwiona, jak duże zainteresowanie wzbudziły. To oznaczało, że rodzicom też potrzebne było wsparcie i pomoc w towarzyszeniu małemu muzykowi.
Proszę jeszcze opowiedzieć, na czym polegały badania biograficzne prof. Manturzewskiej.
Za pomocą wywiadów robiony był wgląd w życie prywatne artystów: analizowano recenzje, listy, biogramy. Badano: instrumentalistów, śpiewaków, dyrygentów i kompozytorów. Wnioski płynące z życiorysów żyjących współcześnie muzyków, porównywano z tymi sprzed epok.