Nie chodzi tylko o stronę techniczną (wypadek w laboratorium, ugryzienie pająka etc. ), ale przede wszystkim o stronę psychologiczną, bo otrzymać jakiś specjalny zestaw mocy to jedno, a nauczyć się z tych mocy korzystać w sposób odpowiedzialny i wartościowy – drugie. Dzięki temu, zamiast wkroczyć na ścieżkę zła, rzeczony bohater obiera tę trudniejszą drogę. Drogę, która finalnie nagradza go przedrostkiem SUPER.
Dla nas jednak, szarych ludzi, którym nie dane będzie zostać ugryzionym przez radioaktywnego pająka albo odnaleźć magiczny pierścień, droga do stania się superbohaterem wiedzie zupełnie innym szlakiem, a rozpoczyna się, kiedy stajemy się współtwórcami nowego życia. Ten początek jest jak promieniowanie gamma, które wypełniło Bruce’a Bannera, dając mu nadludzką formę Hulka – sprawia, że w ułamku sekundy otrzymujemy supermoc relacji z człowiekiem, którego nawet jeszcze nie spotkaliśmy. Od tego, jak tę relację poprowadzimy, zależy, czy w jego oczach zostaniemy superbohaterem, czy też powoli będziemy stawać się czarnym charakterem.
Kontynuując komiksowe analogie, mógłbym powiedzieć, że dziecko jest twoim sidekickiem, pomocnikiem – Robinem dla twojego Batmana, Watsonem dla twojego Holmesa, Samem dla twojego Froda. Pomagierem, którego uczysz wszystkiego, co potrafisz, aby kiedyś, w przyszłości wyruszyło w świat i samemu mogło zostać superbohaterem. Dlatego tak ważne jest, aby tę naukę zacząć jak najwcześniej – a to „najwcześniej” nie oznacza „kiedy będzie miało 7 lat, zabiorę je na ojcowski wyjazd”. Te „najwcześniej” to tu i teraz – od pierwszych chwil, kiedy dbanie o relację z dzieckiem jest de facto dbaniem o swoją ukochaną, w której to życie się rozwija.
To jest ten filmowy moment, kiedy Peter Parker szyje swój własny strój Spidermana, kiedy uczy się chodzić po ścianach i zastanawia się, jak bujać się na strzelających z jego nadgarstków pajęczynach. Dla ciebie oznacza to wsparcie twojej lubej. Troszczenie się o jej potrzeby, nielekceważenie jej lęków, wspieranie w jej postanowieniach. Bycie jak najbardziej dla niej. W ten sposób zaczynasz kształtować swoje ojcostwo – zaczynając od fundamentu, jakim jest relacja z ukochaną.
Kiedy pisałem książkę Zrób dobrze kobiecie w ciąży , chciałem, żeby każdy potencjalny, czytający ją facet zrozumiał, że bycie prawdziwym partnerem dla swojej ciężarnej lubej to nie jest jedynie przysłowiowe jeżdżenie po ogórki kiszone w środku nocy, ale zaangażowanie. Zaangażowanie w ciążę, w to, jak przebiega, w decyzje z nią związane, w emocje, które jej towarzyszą. Nie uciekanie w oczekiwaniu, jak już będzie po, ale uczestniczenie – nawet gdy jest trudno, kiedy są łzy. Bycie punktem odniesienia, na którym można polegać, skałą, o którą można się oprzeć. Zarówno w czasie ciąży, jak i przy porodzie, a później w połogu.
To bycie fizyczne i psychiczne jest kluczem w relacji, bo pomaga zbudować zaufanie i bliskość. Dopiero potem przychodzi czas na konkretne sposoby wsparcia. Wtedy możesz się wykazać, organizując sesje zdjęciowe, ucząc się, czym różnią się śpiochy od pajacyka, szykując swoją torbę porodową i instalując każdą możliwą apkę do ciąży w telefonie. Wówczas te działania nabierają sensu i stają się konkretnym budulcem, który sprawi, że gdy pod waszym dachem pojawi się nowe życie, będziecie mieli siłę, doświadczenie i moc, aby przeciwstawić się faktycznym złoczyńcom.