Jeszcze niedawno funkcja operatora kamery była zarezerwowana dla wąskiej grupy specjalistów. Teraz może nim być niemal każdy. Co więcej, na co dzień nosimy ze sobą kamerę w telefonie i regularnie uwieczniamy rzeczywistość.
Apogeum nagrywania doświadczyć możemy na występach dziecięcych. Wszyscy razem – mamy i ojcowie, babcie i dziadkowie, wujostwo – wyciągamy wówczas nasz sprzęt. Co bardziej rozgarnięci filmowcy wożą ze sobą statywy. Uwaga! Kamera! Akcja! Zaczyna się przedstawienie. Wciskamy kółko na telefonach. Dzieci – jedne nieśmiało, inne z pełnym przekonaniem – pojawiają się na scenie. Patrzymy w ekran. Czy kadr jest dobry? Czy pamięci nam starczy?
Dzieci rozpoczynają występ, nagle niespodziewanie, tuż za naszym ramieniem ktoś zaczyna kaszleć. W głowie rezygnacja i podenerwowanie! Czyż on nie wie, że ujęcie robimy tylko jedno, od razu na czysto?! Z wyciągniętą, zdrętwiałą ręką, wśród lasu innych rąk, stoimy dzielnie do końca, bacząc, by obraz nie był poruszony. Ciężko jest tak długo trzymać rękę i nie poruszyć. Trudno, trochę będzie drgnięć, ważne, że gość z tyłu przestał chrząkać i już słychać dzieci. Pani obok też ledwo utrzymuje tak długo rękę w górze, więc łączymy się wspólnie w cierpieniu. Oklaski, kończymy nagrywanie.
Zaraz po przedstawieniu ciekawość nas zżera, trzeba sprawdzić, czy aby na pewno dobrze się nagrało, no i obejrzeć wreszcie występ, bo kiedy nagrywaliśmy, nasze skupienie na kamerze, oświetleniu, kadrze i drganiu ręki było tak duże, że w sumie nie pamiętamy, co się działo. Czy warto? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Po latach filmiki ogląda się z łezką w oku, ale obecność tu i teraz jest równie bezcenna.
Na pewno warto jednak od czasu do czasu, a może częściej, skorzystać z doświadczenia takich wyspecjalizowanych operatorów kamery i reżyserów. Obejrzeć film, który poruszy nasze wnętrze. Dać się ponieść opowieści, płakać i śmiać się z bohaterami. Zachwycić się tym, czego w naszych filmikach zrobić nie umiemy: połączeniem dźwięków, obrazów i słów, które niosą ze sobą coś więcej niż tylko historię. Zadziwia mnie zawsze moc oddziaływania filmu. Połączenie tych elementów – jeśli jest zrobione dobrze – potrafi wzruszyć do łez nawet największych twardzieli, rozśmieszyć najbardziej zdołowanych, wprowadzić w zadumę i ciszę gadatliwych.
Film jest narzędziem, którym można mnożyć dobro. Trzeba jednak być świadomym jego mocy, bo zewsząd otaczają nas obrazy, które nie niosą niczego dobrego. Chcą nam udowodnić, że będziemy nieszczęśliwi, jeśli nie zaopatrzymy się w więcej produktów, w lepsze rzeczy. Pokazują nieprawdziwe życie, frustrują, wzbudzają lęki i niezadowolenie. Dlatego w moim domu żyjemy bez telewizora, żeby świadomie wybierać filmy, którymi się otaczamy, którymi karmimy nasze serce i umysł. Z serca polecam.
Wybieraj świadomie, kiedy chcesz być operatorem kamery, a kiedy lepiej z tego zrezygnować. Wybieraj świadomie, jakimi filmami karmisz siebie i swoją rodzinę.














