Smoczyca z trudem przeciskała się wąskim korytarzem siedziby radia. Człapała za redaktorką. Mijały kolejne drzwi. Nad niektórymi świeciły lampki – tam trwały nagrania audycji. Niektóre drzwi były półotwarte. Znać, że studio wolne. Do jednego z takich pokoików redaktor wprowadziła nieco stremowaną Smoczycę. Zachęciła do zajęcia obrotowego krzesła. Krzesło miało plecy mocno pochylone do przodu – zapewne na wypadek, gdyby goście chcieli uciekać od mikrofonu. Smoczyca wcisnęła zadek między poręcze i rozłożyła głowy wzdłuż studyjnego stołu. Głów Smoczycy było więcej niż mikrofonów, więc pogrupowały się bez jakiegoś szczególnego klucza.
– Wchodzimy po piosence – uśmiechnęła się redaktor nieco sztywno. – Zaczniemy od tego, co jest konieczne, by przejść na edukację domową. Niestety brakuje głosu przeciwnego takiej edukacji... Pani, którą zapraszałam, pochorowała się.
– Trzeba było mówić. Wzięłabym syna. Ten ma sporo uwag do edukacji domowej.
– O, doprawdy? Same uwagi?
– No, nie same, ale na pewno byłaby pani zadowolona z niektórych jego komentarzy.
W tle kończyła się właśnie piosenka I see fire Eda Sheerana.