W literaturze mrówka jest symbolem pracowitości i zapobiegliwości: gromadzi zapasy i myśli przyszłościowo, w odróżnieniu od pasikonika, który hasa sobie beztrosko, a zimą narażony będzie na chłód i głód.
Jeśli chodzi o sprawy finansowe, to mówcie mi Pasiklacz. Nie mam w naturze ani zapobiegliwości, ani planowania, ani oszczędności. Jestem impulsywna i funkcjonuję równie dobrze na ryżu z dżemem, jak na zupie homarowej. Ryż z dżemem jest zresztą doprawdy mało bolesną konsekwencją udanego wyjazdu (na studiach tak bywało: tydzień w Bieszczadach – trzy tygodnie ryżu i da capo ).
Przy wszystkich tych założeniach nie lubię jednak bezmyślnego marnowania zasobów, także tych finansowych. Staramy się nauczyć nasze dzieci nawet nie tyle oglądania każdej złotówki przed wydaniem, ile świadomości, że pieniądze nie biorą się ze ściany ani z karty. Obserwuję też z zainteresowaniem naszych różnych znajomych, których dzieci są starsze niż nasze, i notuję w pamięci „dobre praktyki” – rozsądne i skuteczne sposoby na naukę gospodarowania finansami. Poniżej postaram się je wyszczególnić, uczciwie zaznaczając, co sprawdziłam osobiście, a co polecają inni rodzice.