W chłodzie nocnego powietrza
rozległ się płacz niemowlęcia
przenikający aż do serca.
Sally Lloyd-Jones Pieśń Gwiazd
Niedawno odkryłam u moich rodziców starą książkę – bogato ilustrowane baśnie angielskie, które przyjechały do mnie od ciotki mieszkającej wówczas w Londynie. Już jeden rzut oka na okładkę sprawił, że stanęły mi przed oczami właściwie wszystkie ilustracje, jakie kryły się w jej wnętrzu. Przeglądanie jej było niesamowitą przyjemnością. I choć obiektywnie nie są to piękne ilustracje, dla mnie stanowią istotną wartość. Gdy trzymałam – pierwszy raz po latach – tę książkę w rękach, momentalnie powróciły wspomnienia miłych godzin nad nią spędzonych. Jedna z ilustracji szczególnie urzekła mnie w dzieciństwie swym pięknem. Teraz zdałam sobie sprawę, że przez te wszystkie lata tak naprawdę dobrze ją pamiętałam. Przedstawia ona biedną dziewczynkę (jest to wariacja na temat dziewczynki z zapałkami), która w świetle zapałki widzi cudownie udekorowaną, skąpaną w blasku choinkę. Rysunki w książce nie zdradzały treści baśni, a ja nie znałam angielskiego, więc długo ta historia była dla mnie tylko piękną baśnią o sile ognia i wyobraźni.
Kiedyś istniała tradycja szarej godziny adwentowego dnia – czasu od zmierzchu do zapadnięcia ciemności. Dzieci i dorośli mieli wtedy szansę dotknięcia sedna adwentu – czasu oczekiwania i nasłuchiwania.
Kiedyś istniała tradycja szarej godziny adwentowego dnia – czasu od zmierzchu do zapadnięcia ciemności. Nie zapalano wtedy jeszcze przez pewien czas świateł, a cała rodzina zbierała się razem, by słuchać opowieści starszych i śpiewać. Myślę, że te powtarzane niespiesznie i co roku historie musiały trwale zapisywać się w pamięci i sercu. Dzieci i dorośli mieli szansę dotknięcia sedna adwentu – czasu oczekiwania i nasłuchiwania.
Obecnie żyjemy inaczej – na pewno szybciej, ale i intensywniej – prawdopodobnie zatem wygospodarowanie codziennie podobnie spokojnego czasu byłoby niewykonalne. A w ciągu tygodnia z pewnością nie o tak wczesnej – jak na nasze obecne standardy – porze. Może jednak weekend byłby na to dobrym czasem? Albo choć jeden wieczór w tygodniu? Jeśli nie o szarej godzinie, to może przy świecach albo z małą lampką? I – choćby przez chwilę – bez elektroniki, a ze sobą nawzajem. I, ewentualnie, z książką zamiast opowieści. Urzeka mnie pomysł konkretnych historii na ten jeden moment w roku. Może warto go wykorzystać i stworzyć sobie taki zestaw książek czy opowieści, które wyciągamy jedynie wtedy? Książek czekających i otwieranych tylko w czasie adwentu i Świąt. Może warto stworzyć taki właśnie, książkowo-opowieściowy kalendarz adwentowy?
Może warto go wykorzystać i stworzyć sobie taki zestaw książek czy opowieści, które wyciągamy jedynie wtedy? Książek czekających i otwieranych tylko w czasie adwentu i Świąt. Może warto stworzyć taki właśnie, książkowo-opowieściowy kalendarz adwentowy?