Kiedy zaczynałam studia, moja starsza koleżanka właśnie ukończyła uczelnię i wyjechała do Londynu, by w Royal College of Music doskonalić warsztat skrzypka. Jakież było moje zdumienie, kiedy po paru miesiącach spotkałyśmy się, a ona określiła naukę na jednej z najznamienitszych europejskich uczelni mianem „słabej”.
Zrozumienie faktu, że czarno-biały zapis nutowy to jedynie schemat utworu, szkic, który każdy artysta wypełnia po swojemu, zgodnie z własną wiedzą, doświadczeniem, emocją i odczuwaniem muzyki, nie jest proste – zwłaszcza u młodzieży.
– Dlaczego? – zapytałam, nie mogąc uwierzyć, że studia pod kierunkiem największych mistrzów mogą kogoś nie zadowalać.
– Mój profesor powiedział, że zamiast godzinami ćwiczyć, powinnam siedzieć w bibliotece, czytać książki, słuchać nagrań i zwiedzać muzea. Bo grać już potrafię, a teraz muszę wiedzieć, o czym opowiadam grą.
Wtedy, rozpoczynając swoje studia, nie pojmowałam intencji znanego i szanowanego profesora. Zrozumiałam je parę lat później, kiedy sama trafiłam pod jego skrzydła.
– O czym jest ten utwór? – zapytał na pierwszych zajęciach.
Zapadła długa cisza, podczas której gorączkowo zastanawiałam się, o czym mogą „opowiadać” dziesiątki nut, karkołomnych gam i pasaży. Stanowiły dla mnie ogromne wyzwanie techniczne, dlatego nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, co miałyby przedstawiać. Również tytuł – „koncert” nie podpowiadał jego treści.
– No a jakie tam są charaktery? – nie odpuszczał profesor.
To pytanie zdawało mi się łatwiejsze, bo odczuwałam charakter poszczególnych fragmentów utworu. Niestety nie potrafiłam swoich odczuć nazwać. Kiedy powiedziałam o tym profesorowi, poprosił, abym wymieniła wszystkie charaktery, jakie znam.