Podobno zdarzają się w rodzinach dzieci, które nie piszą po ścianach. Ba, żeby tylko po ścianach… Pewnego dnia weszłam na piętro w naszym domu i spojrzałam na białe olejowane drzwi do pokoju chłopców, a tam piękny, a zarazem zatrważający rozległy bazgrot wykonany niebieskim pisakiem. Zdenerwowałam się (w sumie to mało powiedziane). Poczułam, jak ciepła fala uderza do mojej głowy, oddech znacząco się spłyca, i już wiedziałam, że muszę szybko włączyć hamulec bezpieczeństwa. Zaczęłam więc spokojnie i głęboko oddychać. Odnalazłam sprawcę, który resztę bazgrotu miał na swoich dłoniach, próbowałam zachęcić go do ścierania magicznymi gąbeczkami (powinny być zawsze sprzedawane w zestawie z flamastrami) i z moją pomocą udało się to dzieło częściowo usunąć. Stwierdziłam, że trudno, sama chciałam mieć dom olejowany... Odwracam się, przechodzę kawałek dalej, a tam, na balustradzie – o zgrozo! – niebieski bohomaz znacznie większych rozmiarów. Tu już gąbeczki nie dały rady… Ozdabia nasz dom do dziś i czeka na remont generalny.
Moje doświadczenie jest takie, że niektóre dzieci piszą mało po ścianach, a inne z ogromnym rozmachem. Trzeba być naprawdę niezłym policjantem i posiadać pancerne szafki, żeby mieć pod kontrolą wszystkie przyrządy piszące, ale i tak to nie zawsze zadziała. Bo niejednokrotnie okazuje się, że ostre narzędzie też jest w stanie sporo napisać na wielu powierzchniach. I tak przechadzając się po domu, co rusz znajduję kolejne ślady dziecięcej egzystencji. Co ciekawe, często ślad zostawia dziecko, które niezdarnie właśnie nauczyło się pisać swoje imię, więc nietrudno znaleźć sprawcę (choć sprawca i tak zawsze zapewnia, że to nie on, tylko młodsze rodzeństwo).
Jest coś takiego w dzieciach, że dążą nieustannie do tych samych celów, do których dążył człowiek pierwotny rysujący po skałach w jaskiniach. Niestrudzenie szukają narzędzi, czegoś, co zostawi ślad, próbują zapisać jakieś swoje obserwacje i stan ducha. Ta pierwotna żądza wyrażania siebie przez sztukę jest zapisana gdzieś głęboko w dziecięcym genotypie. Przez lata możemy zgasić to pragnienie, wmówić brak talentu, stworzyć człowieka, który będzie dobrze wykonywał swoją pracę, a zarazem wewnętrznie się dusił. Tymczasem potrzeba swobodnego artystycznego wyrażania się jest wpisana w każdego człowieka! To ona pozwala nam lepiej przeanalizować stan naszego ducha i tego, co dzieje się wokół. Często nie da się tego wyrazić słowami, ale już kolor czy dźwięk mogą nam w tym pomóc.
Jak ułatwić dzieciom wyrażanie emocji poprzez sztukę? Z pewnością wymaga przede wszystkim stworzenia przestrzeni pozwalającej dziecku się rozwijać. Stołu z dostępnymi dużymi zapasami papieru (w różnych formatach), narzędzi malarskich, prostych instrumentów do grania. Ale poza przestrzenią i materiałami ważne jest też to, czym otaczamy dzieci. Estetyczne, piękne otoczenie na co dzień, obiad ładnie podany, kwiaty ułożone w wazonie w przemyślany sposób, piękna muzyka tworzona na różnych instrumentach.
W porównaniu do minionych pokoleń my, rodzice z XXI wieku, żyjemy w bardzo dużym dostatku. Wiąże się to często z przebodźcowaniem – wystarczy wspomnieć ogromną ilość zabawek zalewających dziecięce pokoje. Tymczasem w kwestii rozwoju estetycznego mniej znaczy więcej, mniej kiczowatych przedmiotów i plastikowych zabawek poprowadzi nasze dzieci ku rozwojowi i zachęci do głębszego poszukiwania prawdy, dobra i piękna. W tej kwestii najlepszym nauczycielem może okazać się natura.