Dawno za nami został słoneczny blask letniego dolce far niente oraz delikatne mżenie złotych i karmazynowych baldachimów wczesnej jesieni. Złoto poszarzało, czerwień zbrunatniała. Cały ten przepych i nadmiar opadł z wolna na ziemię, aby powoli, powoli zamienić się w życiodajną glebę. That’s the circle of life , jak mawiał mądry szympans Rafiki z „Króla Lwa”. Coś się chyba jednak w ostatnim czasie popsuło, bo Mama odnosi wrażenie, że koło życia zamiast unosić nas w górę niczym na ogromnej karuzeli, z wolna jakby opadło, aby powoli przetoczyć swój niemały ciężar po naszych zdumionych plecach.
Mama zwykle na pierwsze oznaki nadchodzącej jesieni reagowała entuzjastycznym zacieraniem rączek: przeczucie długich wieczorów przed buzującym ogniem, zapijanych hektolitrami korzennej herbaty i przyprawionych lekturą smaczną a rozmaitą (lubo jakimś rozgrzewającym filmem) napawało Mamę rozkoszną błogością. Ten rok jednakowoż jest jakiś inny... Jesień – zamiast napełniać Mamę zwykłym zachwytem nad charakterystyczną świetlistością, przejrzystością i zmiennością wiszącego tuż nad naszą głową nieba – napełnia Mamę nową-starą frustracją i działaniem na nerwy. Bo jest zimno. Bo jest ciemno. Bo pandemia i może znowu będzie trzeba siedzieć w domu. Bo na pewno trzeba będzie wydać górę kasy na zimowe buty, kurtki, czapki i ogrzewanie gazowe. Ewidentnie dopadł Mamę listopadowy spleen . Mama jednak nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu poddała mu się bez walki. Koło życia nie może tak po prostu nas zmiażdżyć swoim niemałym gabarytem. Walczmy więc, walczmy wraz, póki jeszcze żyjemy.
Niedawno – w ramach celebrowania jesiennej infekcji górnych dróg oddechowych – Mama obejrzała sobie (na znanej platformie streamingowej) niezły film pt. Last Christmas . Mama nie ma go zamiaru ani streszczać, ani jakoś omawiać, chciałaby jedynie wspomnieć, że po seansie zostały w niej (wygląda na to, że na dłużej) dwie myśli. To słowa wypowiedziane przez jednego z głównych bohaterów. Pierwsza z nich to Look up! Patrz w górę!
Owo dziarskie wezwanie, skierowane do głównej bohaterki (cynicznej, smutnej dziewczyny ze zbyt mocnym makijażem, za którym biedaczka starała się schować swój smutek), sprawiło, że padła ona plackiem na stertę miejskich śmieci. – Nie jesteś przyzwyczajona do spoglądania w górę! Patrzysz w ziemię i jesteś przygnębiona. Look up!
No właśnie. Aby przekazać drugą myśl, Mama zacytuje cały dialog: