Kategoria artykułów:

O chłopcu, który postanowił zbudować szklarnię

Czy istnieje uniwersalny przepis na wspieranie rozwoju naszych dzieci? Czy handmade jako pewna koncepcja może okazać się praktycznym narzędziem rodzicielskim?

Dzieci uczą się i wchodzą w proces zwany rozwojem od pierwszych chwil swojego życia. Uczą się, rosną, poznają świat wszystkimi swoimi zmysłami i z każdym kolejnym rokiem realizują kolejne potrzeby rozwojowe. Dzieje się to samoistnie, bo to nie my, a dziecko jest budowniczym swojego życia. Żywię przekonanie, że jako rodzice nie jesteśmy nauczycielami, odgrywamy raczej rolę towarzyszy naszych dzieci. Możemy skierować je na drogę ku wartościowym celom, a także stwarzać liczne okazje do wszechstronnego rozwoju, co przejawia się między innymi w tym, by środowisko, w którym wzrastają, było bogate i dobrze przygotowane.

A jakie jest wobec tego mądre podejście do przestrzeni? Jak przygotować otoczenie dziecka, aby wspierało jego rozwój?

To ogromnie trudne pytanie. Jest tyle opowieści o rodzicielstwie i rozwoju dziecka, ile rodzin... Wielu rodziców pragnie świadomie wspierać rozwój swoich dzieci. Bez względu na to, czy ich dziecko uczęszcza do placówki, czy uczy się w domu, zgłębiają oni wiedzę na temat rozwoju oraz poszukują sposobów na to, jak aktywizować dzieci w różnych obszarach. Z tych przesłanek nierzadko rodzi się działanie. Są domy podobne do naszego, w których uskutecznianie rodzicielskiego handmade’u jest czymś zupełnie naturalnym. Bez względu na zasoby rodziny, domowa twórczość i kreatywność pozwalają rodzicom przygotować otoczenie w taki sposób, aby ich pociechy czerpały z tego jak najwięcej korzyści.

Podejście do edukacji i wychowania w mojej rodzinie wynika z wartości chrześcijańskich oraz zamiłowania do filozofii Montessori. Jest także wynikiem naszych rodzinnych doświadczeń. Zmagania z własnym zdrowiem, a także kilkakrotnie powracający lęk o życie naszych dzieci nauczyły nas nowego sposobu patrzenia na codzienność. Każdego dnia wraz z mężem uczymy się postaw rodzicielskich i planowania edukacji chłopców. Jestem pedagogiem i terapeutą, dlatego projektowanie przygotowanej przestrzeni dla dzieci jest dla mnie przygodą i wyzwaniem. Przede wszystkim wynika jednak z chęci patrzenia na szczęśliwe twarze moich synów. Każdego dnia mam dzięki tej przygodzie przynajmniej kilkanaście okazji, aby samej poczuć się dzieckiem.

Kilka lat temu wydawało mi się, że skuteczna edukacja dzieci stoi pomocami. Że bez kupnych materiałów i specjalistycznych kursów nie zdołam stworzyć warunków ku temu, aby mogła być ona u nas w domu skuteczna. Z czasem zaczęłam jednak na własną rękę przecierać szlaki. Czytałam książki i zagraniczne artykuły o metodzie Montessori oraz uczyłam się przygotowywać domowe pomoce rozwojowe. Początkowo bardzo chaotycznie, kierując się jedynie intuicją lub doświadczeniem innych. Te początki to czas przygotowania wielu zabawek (w pedagogice Montessori nazywanych pomocami), które u nas zupełnie się nie sprawdziły. To okres trudności, rozczarowań i zwątpienia, ale także ważnych i konstruktywnych przemyśleń. Dziś, z perspektywy czasu, bardzo się z tego cieszę, bo zbudowałam w sobie poprzez te trudne początki odwagę i przekonanie, że nie wszystko musi być dla nas i nie we wszystkim odnajdziemy siebie. Zaczęłam się zastanawiać nad jakością tego, co proponuję dzieciom. Dziś większość działań rozwijających chłopców opieram na tym, co ich najbardziej motywuje, oraz na aktualnych potrzebach rozwojowych. Bardziej niż pracę przy stoliczku doceniam działanie oparte na naturalnych rutynach i silnych motywacjach.

Od kilku lat prowadzę konto na Instagramie, na którym dzielę się z innymi rodzicami naszymi pomysłami na to, w jaki sposób zdobywać umiejętności i wiedzę. Ramię w ramię ze swoimi, czasami bardzo wymagającym i energicznymi dziećmi realizujemy przeróżne pomysły i projekty. Pragnę je zapisywać w pamięci. A skoro jest na nie zapotrzebowanie w internetowej społeczności rodziców, to chcę je także nieść dalej w świat. Głęboko wierzę w to, że dzięki odpowiednio przygotowanemu otoczeniu moi synowie mają szansę rozwijać się w optymalny sposób. Pokładam wiarę w tym, że indywidualne podejście do nauczania oraz domowa atmosfera pełna szacunku i miłości zaowocuje. A jej owocem, za kilkanaście lat, będzie patrzenie nie tyle na wykształconych czy mądrych dorosłych synów, ale przede wszystkim dobrych, wrażliwych i samodzielnych ludzi.

Każdy dzień przynosi mnóstwo okazji do tego, by efektywnie spędzić czas ze swoim dzieckiem. Czytając książki, przeglądając piękne blogi i konta innych rodziców lub specjalistów, łatwo się nimi zachwycić, ale i popaść we frustrację, a nawet wyrzuty sumienia. Tymczasem może się okazać, że wiele propozycji działań twórczych dla dzieci zupełnie nie odpowiada na potrzeby naszych dzieci ani nie przystaje do naszych możliwości.

Z całej masy inspirujących treści, jakie mam okazję od czasu do czasu obserwować, wybieram tylko takie pomysły, które są związane z aktualnymi zainteresowaniami członków mojej rodziny. Wybieram aktywności, których efekty mogą być piękne. Tym samym realizuję swój wewnętrzny plan na to, aby odczarować działalność edukacyjną. Aby zamiast brokatowej bombki zaproponować dziecku aktywność, której wykonanie da mu satysfakcję i radość, a która jest zarazem wartościowa i piękna.

Niejednokrotnie inni rodzice pytają mnie o to, jak rozpoznać, czy dana zabawka, pomoc lub aktywność będzie nadawać się także dla ich dziecka. Czy lepiej dany produkt kupić, czy może spróbować go zrobić samemu w domu? Zazwyczaj udzielam jednej prostej odpowiedzi: OBSERWUJ.

PRAWDZIWIE obserwując swoje dzieci i monitorując ich rozwój, jesteśmy w stanie zauważyć pewne charakterystyczne momenty. Przychodzą takie okresy w życiu dzieci, gdy konkretne aktywności, umiejętności czy obszary bez reszty pochłaniają ich uwagę! Ukochałam sobie słowa Marii Montessori, że w takich chwilach każdy z nas widzi nadzwyczajne zbiory przy minimalnym trudzie siewów! Polecam takie spojrzenie na dziecko i budowanie środowiska właśnie w oparciu o analizę obserwacji tych okresów wrażliwych.

Dziecko przejawiające wewnętrzną ciekawość i wrażliwość na określoną umiejętność lub wiedzę cechuje zazwyczaj spontaniczne pragnienie angażowania się w określoną aktywność i powtarza ją, dopóki w pełni jej nie opanuje.

Próbujemy odtworzyć pomysły z Internetu, zapominając, że nasze domy – tak jak i my sami – różnią się i nie da się skopiować czyjegoś życia. Będąc rodzicami ruszamy w podróż, stajemy się podróżnikami.

Dlaczego piszę o tym wszystkim w artykule poświęconym handmade’owi tworzonemu przez rodziców dla swoich dzieci? Uważam, że OBSERWACJA DZIECKA jest szalenie ważną kwestią. Jeśli rozpoznamy, czym prawdziwie interesuje się nasze dziecko i na jakie bodźce jest w danym czasie wrażliwe, to podążając za tą wiedzą, możemy przygotować całe mnóstwo okazji do wspierania jego rozwoju. I, co ważne, dzięki tej wiedzy mamy szansę uniknąć niepowodzeń w dobieraniu i proponowaniu dziecku różnych aktywności. Oto przykład: mój starszy syn nie przepada za nauką w jej, powiedzmy, klasycznym ujęciu. I naprawdę ciężko byłoby mi go chyba namówić do tego, aby przez kilkanaście minut, nieprzerwanie pracował z podręcznikiem i zeszytem ćwiczeń. Natomiast ku mojej uciesze podejmuje większość wyzwań dydaktycznych, jeśli są one osadzone w naturalnych okolicznościach lub ciekawych projektach związanych z jego aktualnymi zainteresowaniami. Obecnie bardzo pochłaniają go kulinaria. Ciekawią go różne techniki gotowania, uwielbia działanie i tworzenie a także wymyślanie swoich własnych kuchennych rewolucji. Okazuje się, że gotowanie, pieczenie i prace, które określamy jako „okołokuchenne”, są dla niego tak angażujące, że przy ich okazji nauka czytania, matematyka, a także przyswajanie ogólnej wiedzy o świecie to czysta przyjemność. W związku z tym mój wolny czas pochłania obecnie tworzenie prostych, przejrzystych i dostosowanych do jego możliwości kart z przepisami. Czasami zawierają one ciekawostki, innym razem trudności, które należy pokonać, aby dojść do rozwiązania zagadek i by umożliwić sobie sprawne działanie.

Rodzicielski handmade pozwala pracować z pomocami skrojonymi do potrzeb i zainteresowań konkretnego dziecka.

Mój drugi syn każdego dnia mierzy się z pokonywaniem swoich ograniczeń w zakresie języka. Tworzę dla niego osobne materiały lub staram się tak zaprojektować aktywność wspólną, aby chłopcy mogli w pewnych momentach dnia pracować razem nad jednym projektem, ale realizując go w sposób odpowiedni do swoich możliwości rozwojowych. Zawsze obowiązuje nadrzędna zasada: pracujemy na tym, co jest wyzwaniem w terapii, ale staramy się odwoływać do tego, co go aktualnie motywuje, i pracować w ciepłej, wspierającej atmosferze. Syn bardzo lubi pomagać w pracach domowych, dlatego osławione w terapii ćwiczenia lewopółkulowe najczęściej uskuteczniamy nie przy stoliku, a w trakcie różnych domowych obowiązków. Tak więc szeregujemy uprane koszulki i skarpetki, tworzymy koreczki z owoców według przeróżnych sekwencji i wzorów. Trenujemy umiejętności logopedyczne w kąpieli, na spacerze i podczas przeróżnych prac. Tworzymy swoje recyklingowe gry planszowe z logopedycznymi wyzwaniami, bawimy się w rodzinne kalambury i dużo, dużo rozmawiamy oraz czytamy. Wraz ze starszym synem oklejamy dom karteczkami wszędzie tam, gdzie jest przedmiot z głoską k, nad wymową której obecnie pracuje młodszy synek. Staramy się organizować i dostosowywać przestrzeń domową tak, aby za bardzo nie stymulowała jego układu nerwowego. By pozwalała na samodzielność i budowała wiarę w jego możliwości. Materiały do terapii przygotowuję w ciągu dnia razem z chłopcami. I są to jedne z moich ulubionych momentów. Ustępują im tylko mikrowyprawy w las. Słuchamy wówczas ciekawych audycji lub audiobooków i ładujemy energetyczne akumulatory na dalszą część dnia. Pijemy w ładnych filiżankach kawę inkę i wyciszamy się przy prostych manualnych czynnościach.

Dzięki temu nie muszę kupować i drukować wycinanek, kart pracy czy kolorowanek – synowie kolorują swoje pomoce przed laminowaniem, a następnie wycinają je, sortują i przeliczają. Uczą się obsługi prostego sprzętu biurowego i działania według planu oraz porządkowania przestrzeni. A jakaż jest ich radość i duma, że oto teraz pracują jak dorośli. Nie bawią się a właśnie pracują! Dodatkowo czerpią z tego radość i mają możliwość pracować nad wspólnym rodzinnym projektem. Bardzo często przekłada się to później na większe zainteresowanie materiałem i szanowanie wytworów swojej pracy. Zauważyłam też, jak wiele dobrego wynika z takiego wspólnego tworzenia w domu. Dziecko widzi, że nie wszystko trzeba kupić. Obserwuje, jak swoją pracą, pomysłem lub dzięki częściowej pomocy innych osób (wielu rodziców udostępnia swoje własnoręcznie zrobione materiały za darmo) można stworzyć coś niepowtarzalnego, wartościowego, a nierzadko też pięknego. Młody człowiek widzi, że można wykorzystać przedmioty z drugiego obiegu, tworzyć z recyklingu, a efekty tego procesu są często prawdziwie piękne i przynoszą wiele radości. Dziecko, które uczestniczy w twórczym działaniu, ma szansę stać się kreatywnym i odważnym dorosłym, wychodzącym poza schematy.

Mój starszy syn zaskoczył mnie kilka dni temu propozycją, że zbuduje dla mnie szklarnię. Najwyraźniej słyszał, jak od dłuższego czasu rozmawiałam z mężem właśnie na ten temat. Rozważając właśnie ten wydatek, analizując budżet oraz myśląc nad logistyką, usłyszeliśmy w pewnym momencie Oskarkowe: „Mamo, wiesz, ja zrobię dla ciebie taką szklarnię. Z otuliny i z folii. Nie wiem, czy się nie przewróci, ale spróbuję”. I oto wtedy mały chłopiec, siedmioletnie, wcześniacze serce pokazało mi, jak wiele potrzeba do szczęścia. Czym jest wiara we własne możliwości i odwaga w działaniu! Jednocześnie udowodnił, że dla niego „zrobione samemu” nie znaczy gorsze i że najlepiej tworzy się wówczas, gdy poczuje się do tego wewnętrzne przynaglenie – zwane motywacją.

W głębi swojego rodzicielstwa ciągle podejmuję mniejsze i większe walki, w których lawiruję pomiędzy tym, czego chciałabym dla swojego dziecka, a tym, czego ono samo dla siebie szuka. Ale takie chwile są potrzebne, żeby ciągle i na nowo uświadamiać sobie, że podstawą poznania i tworzenia środowiska dziecka jest dobra obserwacja! Aby otworzyć przed swoimi dziećmi nieskończone możliwości, trzeba obserwować i widzieć je takimi, jakimi są, a nie jakimi ja chciałabym je widzieć. To szalenie trudne. Ale prawdziwa miłość przecież jest szaleństwem!

Jak tworzyć dla swojego dziecka?

Ofiaruj mu dużo możliwości, czasu i przestrzeni, aby mogło się realizować w tym, co je fascynuje i zajmuje. Obserwuj, wnioskuj i przygotuj otoczenie w taki sposób, aby dziecko miało różnorodne okazje do ćwiczeń. Nie przeszkadzaj i ciesz się z tego, że oto na własne oczy widzisz, jak otwierają się przed twoim dzieckiem okna niezliczonych możliwości wypływające z naturalnego pędu do poznania świata.

Warto przy tym pamiętać, że samo rozpoznanie fazy wrażliwej i podążenie za nią to nie wszystko. Trzeba dać dziecku swobodę wyboru i wykonania danej aktywności po swojemu. Ofiarować mu szansę na zdobywanie umiejętności na różny sposób, a także – bywa i tak – pozwolić mu czasem nie skorzystać w ogóle z tego, co przygotowaliśmy!

Być może nie dziś, ale za kilka dni sięgnie po to z większą radością.

DZIAŁALNOŚĆ DZIECKA JEST MOTYWOWANA PRZEZ JEGO WOLĘ, A NIE PRZEZ NAUCZYCIELA.
Maria Montessori Odkrycie dziecka

Chciałabym zostawić czytelników z obrazem dziecięcych faz wrażliwych które są niczym okna. W każdym otwierają się możliwości, które dają im szansę zobaczyć, poznać i wręcz pochłonąć wszystko to, co się za nim kryje. One same decydują, jak długo i na jaką szerokość otworzy się dane okno, a tym samym – kiedy je zamknąć, bo czas otworzyć kolejne. Życzę wszystkim dzieciom, aby miały szansę jak najszerzej pootwierać okna swoich możliwości, a nam wszystkim wielu okazji do obserwowania tego fascynującego świata, który odkrywają i pokazują nam nasze dzieci! Pamiętajmy, że nie da się dziecka zmusić do tego, by chciało zdobyć jakąś wiedzę czy umiejętność. Zasypując je materiałami, które zaspokajają rodzicielskie ambicje, ale nie są kompatybilne z ich zainteresowaniem, walczymy z naturalną ciekawością świata, jaką ma w sobie każde dziecko. Próbujemy odtworzyć pomysły z Internetu, zapominając, że nasze domy – tak jak i my sami – różnią się i nie da się skopiować czyjegoś życia. Będąc rodzicami ruszamy w podróż, stajemy się podróżnikami. I tylko od nas samych zależy, jak zaopatrzyć się na drogę, którą wybraliśmy, i w jaki sposób stawić czoła czekającym tam na nas niebezpieczeństwom. Najważniejsze to mieć ze sobą mapę. Niech będzie nią wrażliwość i miłość, a także uważność na nasze dziecko i na siebie samego. Potraktujmy się jako najlepszy handmade, jako przygotowane środowisko dla naszych dzieci. Może zamiast kolejnej zabawki czy gry syn lub córka bardziej doceni wspólne lepienie pierogów i odśnieżanie podjazdu. Nie zapominajmy, że w takich okolicznościach kryje się wiele okazji do rozwoju i nauki.

Czasami mniej znaczy więcej. A więcej to czasem po prostu być.

Udostępnij artykuł:
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze

KREDA SKLEP

Newsletter #kredateam

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz prezent: pełne wydanie Kreda „Neurodydaktyka” w wersji PDF

Wpisz poniżej swoje dane, a my wyślemy prezent na Twoją skrzynkę e-mail.

Podanie powyższych informacji jest równoznaczne z zapisem na newsletter Kredy. Możesz wypisać się w dowolnym momencie.

Jeżeli po raz pierwszy rejestrujesz się w naszym systemie, potwierdź Twój adres e-mail. W tym celu kliknij potwierdzenie w wiadomości e-mail, którą do Ciebie wyślemy. W kolejnej wiadomości otrzymasz prezent. Jeżeli wiadomość nie dotarła do Twojej skrzynki, sprawdź folder spam lub inne foldery: oferty, powiadomienia, itp.