Osobiście do nich nie należę, choć przyznaję – była chwila, kiedy przyglądałam się temu kostiumowi w witrynie wyobrażeń własnych i cudzych oczekiwań. Ale weźmy na warsztat taki oto obrazek. Dzień Matki. Budzą cię jeszcze wcześniej niż zwykle, bo mają te, no... laurki i już nie mogą się doczekać, aż ci je wręczą. Nie otwierasz oczu (strasznie razi, bo zaświecili w sypialni światło), ale mruczysz: o, ładne, dzięki , a horda odlatuje z wyciem szczęścia. Jednak zaraz wracają: a jaki będzie deser?! I wtedy odpowiadasz z niełatwą czułością, ale za to z powalającym wdziękiem Erin Brockovich: Wypad stąd albo nawet śniadania nie będzie...
Zatem, aby zrównoważyć te hektolitry słodyczy, jakie na nas za chwilę spłyną, z myślą o majowym święcie wszystkich mam proponuję dwa filmy – szorstkie, zadziorne i wyraziste, choć zarazem wzruszające, poruszające i warte uwagi. Taki filmowy bukiet z kwitnących pięknie ostów. Oba dotykają tego, co w pojęciu macierzyństwa mieści się na dalekich peryferiach znaczenia. Po ludzku rzecz ujmując: nie to zwykle mamy na myśli, mówiąc „matka”. A raczej: „mama”. Bo, proszę zauważyć, to nie jest to samo. Kiedy w cudownie beztroskich Dzieciach z Bullerbyn padają zdumiewająco niebukoliczne słowa: „Oszalałaś, dziecko?! Natychmiast złaź!” (Tak, tak. Gdy Britta postanowiła pospacerować po dachu stodoły), nie mówi tego przecież mama. To głos MATKI.
Lubię być matką. To bardzo charakterna rola. O matce nie sposób powiedzieć, że jest kochana, urocza, słodka – a jeśli już, to w jakiś bardzo wyrafinowany sposób. Czasem dzieci mówią o niej: cudowna, ale to tylko takim tonem, jak na widok karuzeli łańcuchowej. Częściej: czadowa, super, mega, odjechana... Zachwyt zawsze zmieszany ze szczyptą grozy, istne mysterium tremendum et fascinans . Matka nigdy nie jest tak po prostu zła – jeśli już, to okropna, wredna, obrzydliwa, wstrętna i nienawidzę jak tak mówisz. Z tych to powodów oba polecane filmy, nie ukrywam, są mi bardzo bliskie. Dotykają macierzyństwa w bardzo pięknych i ważnych aspektach, które jednak najchętniej omijamy, przemilczamy, bo nie mieszczą się w laurkowym kanonie treści. Myśl o nich nie rozczula, nie pokrzepia i nie niesie serdecznych wzruszeń, pozwala za to dostrzec wartość bycia matką na zupełnie innym poziomie – nie tylko jako niepowtarzalnej więzi z dzieckiem, szczególnej roli podjętej w relacji z nim. To inne spojrzenie odsłania macierzyństwo jako nowy kształt kobiecego życia, nową jego formę, która zmienia wszystko: teraźniejszość i przyszłość, ale również przeszłość. O ile tylko mamy odwagę i chęć wejść w tę rzeczywistość całą sobą, bez względu na cenę i skutek.