
Obawiam się, że rozmyślanie nad związkiem między przyjaźnią a pokrewieństwem grozi Puchatkowym utknięciem. Istnieje ryzyko, że w błogiej delektacji nad marzeniem o idealnej harmonii spokrewnionych ciał i umysłów możemy tak się zapomnieć, jak Kubuś nad baryłeczką miodu. I utknąć.
Bo któż by nie chciał i któż by nie marzył o siostrze czy bracie, z którymi można by na koniec świata i jeszcze dalej? I któż nie tęsknił za przyjacielem, który byłby jak brat? I cóż bardziej niezłomnego niż siła sióstr? Nie istnieje w języku pełniejszy wyraz zażyłej bliskości niż właśnie obraz brata czy siostry. Z drugiej zaś strony mamy gorzkie potoczne porzekadło: „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu” i biblijne antidotum na tę gorycz: „moim bratem i siostrą są ci, którzy pełnią wolę Ojca mojego” (por. Mt 12, 48 i nn). Rodzeństwem się jest niezależnie od wszystkiego, przyjaźń – zupełnie jak intonację na instrumencie – najpierw trzeba ciężko wypracować, a potem z jeszcze większym mozołem dbać, by jej nie utracić. Obym się myliła, pisząc, że w życiu częściej przyjaciel jest bratem niż brat przyjacielem. Jeśli jednak tak się zdarza, to głównie z zaniedbania świadomej troski o jakość relacji, która może wykraczać poza oczywiste pokrewieństwo krwi. Jeśli umiemy wskazać dzieciom drogę do budowania wzajemnej przyjaźni przez otwartość, szacunek, zrozumienie, dbałość o wzajemną uczciwą relację, wtedy rzeczywiście rodzina staje się szkołą życia i zapleczem niewyczerpanej bliskości. Rodzeństwo potrafi być niezwykle różne i mentalnie odległe od siebie. Trud zbliżenia się do sióstr i braci bywa nie lada wyzwaniem. Czasem, mimo tęsknoty, nieosiągalnym.
Wiele z tych refleksji naszło mnie pod wpływem cyklu filmów o przygodach Jill i Joy. Winą za to proszę jednak obarczyć raczej moją słabość do snucia refleksji niż samo dzieło. Jedynie bardzo uważny i podejrzliwy dorosły dostrzeże w pomyśle na fabułę reżyserskie zaproszenie, by zastanowić się, jak to jest z umocowaniem w praktyce naszego życia tego tak powszechnego przekonania, że rodzina jest najważniejsza. Każdy z kolejnych trzech tytułów serii podsuwa niezwykle dyskretne sceny, które są jak pytanie: Quo vadis , rodzicu? Odważnych zapraszam przed ekran. Przede wszystkim jednak zapraszam najmłodszych – przedszkolaków i początkujących uczniów. To dla nich, mam nadzieję, moja fińska propozycja będzie największą przygodą i radością. Aby zobaczyć ten film w cudownym gliwickim kinie Amok, przed laty pokonałam z dziećmi setkę kilometrów. I nie żałujemy do dziś.
Bohaterki filmu Jill i Joy (2014) w reżyserii Saary Cantell to dziewczynki, które mówią o sobie: „Nie, nie jesteśmy siostrami. Jesteśmy tylko przyjaciółkami”.
Nie są rodzeństwem. To tylko tak wygląda. Do tego w szkole są mistrzyniami przyjaznego nastawienia do świata i ludzi.
Obie mają około ośmiu lat. Jill jest jedynaczką, jej rodzice rozstali się i obecnie tak są pochłonięci swoim życiem w nowych okolicznościach, że często zdarza im się zapomnieć o córeczce. Joy z kolei jest siostrą wielu sióstr i braci. Wszyscy są tak żywiołowi i nieobliczalni, że ich mama nie zdecydowała się na wannę w domu – pewna, że wszyscy by się w niej potopili…