Najczęstszym wnioskiem, jaki nasuwa się Mamie po takim przycupnięciu, jest proste stwierdzenie, że świat jest dziwny. Świat staje się taki dziwny! Toczący się ziemski garb jakby po trosze tracił swój urok. Sprawy, ludzie i dziedziny, które zawsze miały sens, stopniowo zostają tego sensu pozbawione. Nie na darmo większość ludzkości, a zwłaszcza młode pokolenie, boryka się z poczuciem braku celu i sensu swojego życia – swojej pracy, swoich związków z innymi ludźmi, swojego powołania. A przecież, jak to trafnie ujął ksiądz Krzysztof Grzywocz w jednym z wywiadów, jakich udzielił czasopismu „Więź” – na początku był sens! Jak jednak może człowiek odnajdywać sens w przestrzeni swojego życia, skoro społeczeństwo, w którym przyszło mu żyć, gorliwie stara się negować wszelkie różnice „zagrażające” ludzkiej jedności, homogenizując tęże ludzkość w bezkształtną masę istot bez płci i kultur – bez właściwości? Cały system powiązanych funkcjonalnie ze sobą norm społecznych i wartości dotyczących wszelakich przejawów życia społecznego, jaki charakteryzował – jeszcze nie tak dawno! – określone kultury i jednocześnie regulował życie zarówno społeczeństwa, jak i jednostki, na naszych oczach przestaje istnieć. Ta niespójność generuje w społeczeństwie poczucie niepewności i bezcelowości. Załamuje się stary porządek; jesteśmy świadkami gwałtownych zmian cywilizacyjnych (które mocno przyspieszają przez trwającą od ponad roku pandemię), co sprawia, że nie mamy już pewności, jakie reguły powinny być przestrzegane, ponieważ dotychczas obowiązujące nie pasują do nowej rzeczywistości, a nowe nie są jeszcze do końca ukształtowane. Prowadzi to rzecz jasna do ogromnej niepewności i lęku, które przejawiają się w zachowania ekstremalnych, dewiacyjnych, czasem przestępczych, ale nie tylko. U wielu ludzi ta sytuacja rodzi przede wszystkim głęboki smutek, a nawet depresję.
Świat, a konkretnie świat kultury Europy zachodniej, odrzucił – tak bardzo według niego niepotrzebną – sferę sacrum . Architekci nowego porządku wdrukowują nam wizję nowego człowieka, pozbawionego przesądów i lęków, jakie – w ich mniemaniu – trapiły dawne społeczeństwa za przyczyną wiary w Boga Osobowego.
Świat został odczarowany, śpiewy milkną, muzyka cichnie, a człowiek zostaje oddzielony od źródła sensu istniejącego poza nim. Mama jest świadkiem, jak bez walki oddajemy rząd dusz psychologii i jej kapłanom, a ci przekonują nas, że sensu powinniśmy szukać w samym człowieku.
O ile bez psychologii nie da się w pełni człowieka zrozumieć, o tyle jest ona zaledwie jednym z wielu narzędzi, które tłumaczą, co się w człowieku dzieje. Tymczasem traktujemy ją po trosze jak wyrocznię i ostateczną instancję w jednym. Psychologia wmawia nam, że człowiek może odnaleźć – i zrealizować (!) sens, jeśli odwoła się do pewnych istniejących w nim archetypów. Wystarczy, że je pozna, dotrze do nich i zintegruje z własnym życiem. Niełatwe zadanie. Dlatego dla tych, którzy mają trudności z autoanalizą i odnalezieniem w sobie Jungowskiego Mędrca, Władcy, Niewinnego czy Odkrywcy, istnieje także uproszczona koncepcja sensu. Staramy się nadać sens naszemu życiu poprzez dobrą, pasjonującą pracę, szczęśliwą rodzinę, zdrowie, urodę, grono przyjaciół.