Ludzie, którzy wszystko zamawiają gotowe, sami nie wiedzą, ile tracą, gdyż najzwyklejsze przedmioty stają się piękne, jeśli wykonały je kochające ręce.
Louisa May Alcott
Cieszyła mnie zawsze perspektywa czytania książek z dziećmi, zwłaszcza tych ukochanych, zapamiętanych z dzieciństwa. Nie przeczuwałam jednak zaskoczenia i przyjemności płynących z odkrycia, że bycie mamą dodatkowo rozszerza i zmienia perspektywę odbioru treści dobrej literatury dziecięcej. Mówiąc inaczej: mogę czytać ją również dla siebie, gdyż przedstawione w niej relacje młodych bohaterów z dorosłymi czy stosunki pomiędzy dorosłymi mogą mnie czegoś nauczyć. Niektóre z książek można by nawet potraktować jak przyjemnie zbeletryzowany poradnik wychowawczy. Trudno oczywiście wymagać, żeby cała książka była takim „gotowym” materiałem, miło jednak czerpać, choćby po trochu, z wielu różnych źródeł. Czasem będzie to pojedyncza scena czy rozmowa, czasem ciąg zdarzeń albo relacje pomiędzy bohaterami… Dzieci na większość treści związanych z dorosłymi nie zwracają uwagi. Perspektywa rodziców może pomóc małym czytelnikom wydobyć z dziecięcych historii znacznie więcej, niż sami by dostrzegli. Dlatego jeśli uważamy to za istotne w danym momencie, warto im wskazać tę inną perspektywę.
Jednym z największych zaskoczeń było dla mnie przeczytanie, już w „wieku dojrzałym”, dalszych części przygód Ani Shirley. W Ani ze Złotego Brzegu tytułowa bohaterka jest już doświadczoną kobietą i mężatką, mamą szóstki dzieci. To część w pewnym stopniu wyjątkowa, bo w kolejnych książkach z serii na pierwszy plan znów powracają przygody i przeżycia młodszych bohaterów.