To było dokładnie rok temu. Odstawiliśmy właśnie jedno z dzieci na zimowy wypoczynek w Zubrzycy. W aucie jakoś tak wiało smutkiem i nostalgią – może z powodu rozstania, a może jednak z zazdrości, kto to wie? W górach było tak obezwładniająco biało, zimno i... ogólnie zimowo. Chodniki zasypane po uszy, na poboczu ściana śniegu, ulica skrzypi pod kołami. O, jakże byłam rozsądna, że nie dałam się namówić Panu z Satelity na żaden skrót – ani chybi nie wyszlibyśmy z tego cało, a już na pewno nie przed kolejnym świtem. I wokół ta cudowna cisza. Zimą świat przypomina jedno wielkie studio nagrań. W ogólnie panującej miękkości każdy dźwięk jest wyizolowany i dopieszczony. Zauważyliście, że człowiek zwykle dłużej się zastanawia, zanim coś powie zimą?
Jechaliśmy, milczeliśmy, a śniegu za oknem konsekwentnie ubywało. Ostatecznie dom przywitał nas brunatną lutową miedzą i gdzieniegdzie, o zgrozo, trawą. Zrobiło się jeszcze smutniej. Uznałam, że czas się zbuntować względem burego status quo . Młodzież poszła zażyć gorącej, pachnącej kąpieli, ja naszykowałam górę popcornu zamiast kolacji, a do wyszukiwarki wrzuciłam najbardziej zimowe słowa, jakie tylko przyszły mi do głowy. Tym sposobem natrafiliśmy na film Operacja Arktyka (2014) w reżyserii Grethe Bøe-Waal. Ten tytuł to klasyczny przedstawiciel skandynawskiego kina familijnego – ze wszystkimi jego zaletami i wadami. Uczciwie zacznę od tych ostatnich. Najsłabszą stroną filmu jest polski dubbing, z jego powodu o mało co nie zrezygnowaliśmy z oglądania. Nic na pocieszenie nie dodam, bo – jak w znanym dowcipie o srebrnej łyżeczce – przykre wrażenie, przynajmniej u starszego widza, nie pozwala zapomnieć o sobie. A jednak warto podjąć wyzwanie. Fabuła jest prosta, trzymająca w napięciu i pomimo kilku momentów głębokiej naiwności – godna tego, by o nią zawalczyć.
Głównych bohaterów, 13-letnią Julię i jej młodsze rodzeństwo (bliźnięta – Sindre i Idę), poznajemy tuż po przeprowadzce na północ Norwegii. Nowa szkoła i obce środowisko, do tego trudna sytuacja rodzinna związana z pracą ojca w odległym centrum lotniczym w Stavanger na południu Norwegii. Ten dość sztampowo rozegrany początek po kilku minutach zręczną woltą przeobraża się w sensacyjną opowieść. Oto dzieci za namową niesfornego Sindre postanawiają zakraść się do ratowniczego helikoptera oczekującego na start na płycie lotniska i tym sposobem odwiedzić tatę. Niestety, nieprzewidziany wypadek sprawia, że niezauważone przez nikogo opuszczają pokład na jednej z wysp Archipelagu Svalbard, w samym środku arktycznej pustyni, i zostają tam, zdane wyłącznie na siebie. Rozpoczyna się emocjonująca walka o przetrwanie i powrót do domu przed zbliżającą się nocą polarną.