Przedstawiamy bohatera filmu Siła jest w nas , zrealizowanego według pomysłu Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka „Podaj Dalej” przez firmę Nakreceni.com.
Przedstawiamy bohatera własnego życia i życia swoich podopiecznych, którym pomaga uwierzyć w siebie. Przedstawiamy optymistę, szczęściarza, który na co dzień zawodowo zajmuje się tym, co kocha robić – Marka Bystrzyckiego.
Jak to się stało, że zainteresowałeś się koszykówką i zostałeś trenerem?
Jako małe dziecko nie przepadałem za koszykówką. Byłem niskiego wzrostu, więc bardziej pasowała mi piłka nożna. Trenowałem w klubie. Niestety, po wypadku, w którym doznałem urazu rdzenia kręgowego, musiałem „usiąść” na wózku i nie mogłem już trenować piłki nożnej. To było w 2005 roku. A że ze sportów drużynowych koszykówka jest najbardziej podobna do piłki nożnej – wybrałem koszykówkę. Pierwsze próby i zapoznanie się z tym sportem odbyły się w Koninie, na zajęciach aktywnej rehabilitacji prowadzonych przez Fundację „Podaj Dalej”. Trafiłem tam około dwa lata po wypadku i po pół roku, w 2008 zacząłem treningi na profesjonalnym sprzęcie w klubie w Łodzi. Tam zobaczyłem, jak ta koszykówka wygląda w wydaniu bardziej profesjonalnym, na przystosowanych do tego wózkach. Jest to o tyle fajny sport, że po pierwsze jest sportem drużynowym, a po drugie – łączy różne niepełnosprawności. W koszykówkę mogą grać osoby z różnymi problemami kończyn dolnych, z niedowładem, po amputacjach...
Trenujesz niepełnosprawnych, tak?
Trenuję niepełnosprawnych dorosłych i dzieci. Drużyna dorosłych to grupa około dziesięciu zawodników. Wśród nich są osoby, które zakładały naszą drużynę, ale jest też kilka nowych twarzy. Dzieci mamy około piętnaścioro, z różną niepełnosprawnością, przede wszystkim z niepełnosprawnością ruchową, ale staramy się nikomu nie odmawiać treningów. Każdy może przyjść, zobaczyć, spróbować. Tak naprawdę chcemy zarazić tym sportem każde dziecko z jakąkolwiek niepełnosprawnością ruchową.
Lubisz swoją pracę?
Bardzo. Czasami myślę, że to nie jest moja praca, bo to jest moja pasja. Nie czuję się, jakbym był w pracy. Robię to, co kocham, więc nie sprawia mi to trudności, a daje satysfakcję i przyjemność.
Tylko pozazdrościć. A czy trener jest bardziej sportowcem, czy bardziej pedagogiem?
Myślę, że dobrze, jeśli jest i trenerem, i pedagogiem, bo treningi to jedna sprawa, a podejście tych dzieci, tych młodych ludzi do życia – to druga. Staramy się, żeby przy okazji koszykówki nauczyć ich czegoś jeszcze. Na przykład dziesięciolatki wyjeżdżają z nami na obóz, pierwszy raz w życiu bez rodziców, i są w stanie samodzielnie zadbać o siebie, przesiąść się, umyć, skorzystać z toalety. Sport drużynowy, jakim jest koszykówka, uczy też odpowiedzialności. Bo tu nie jest jeden zawodnik na jednego, tu nie jest tak, że jeden zawodnik może wygrać cały mecz. Zawodnicy muszą współpracować, pomagać sobie – to jest odpowiedzialność zbiorowa. Moim zdaniem to bardzo ważne w życiu, żeby mieć poczucie odpowiedzialności. Mieć świadomość, że nie jestem pępkiem świata, ale że są inni, czasem bardziej ode mnie potrzebujący, a czasem mniej. W zespole, w drużynie dużo łatwiej jest coś osiągnąć, szybciej można się czegoś nowego nauczyć lub coś wspólnie stworzyć.