
Wtulone w siebie wygodnie siedzimy opatulone kocem. Poranek rześki, blade słońce budzi się zza drzew. Reszta domu pogrążona jest jeszcze w głębokim śnie. Uwielbiam poranny rytuał czytania z dziećmi. Kojarzy mi się on z zapachem świeżo parzonej kawy, ciepłem małych zasłuchanych ciałek i głębokim letargiem. Z niego właśnie wyłaniają się najpierw nieśmiało, a później ochoczo dziecięce aktywności, zabawy, twórcze działania.
Czytam po raz setny tę samą opowieść. Mimo iż przy nas leży stos ciekawych książek! Córka jest pewna swego wyboru, o żadnej innej lekturze nie myśli. Wszelkie moje propozycje, sugestie są zbywane – brzmi znajomo?
Czytanie często urozmaicone jest dyskusjami, opowiadaniem, co widać na ilustracjach, a czego w tekście nie ma. Rzadko trzymam się oryginału, z natury nowe wątki, zdania pojawiają się w głowie spontanicznie. Dodaję je w trakcie czytania, może dlatego nigdy nie są mi wytykane drobne potknięcia lub zmiany fabuły.
Niejednokrotnie klocki lego, domowe wyposażenie czy plastelinę anektujemy do zabaw mających korzenie w przeczytanej lekturze. Rozmawiamy, malujemy sceny, o których dzieci często mówią.