Każdy z nas doświadczył szkolnego systemu oceniania na własnej skórze. Niektórzy mniej, inni bardziej dotkliwie. Bez względu na to, czy byłeś uczniem „piątkowym”, „czwórkowym”, „trójkowym”, czy może „ledwie dwójkowym” (co to w ogóle za klasyfikacja?), zapewne szkolne oceny wywoływały u ciebie różne, może nawet skrajne emocje. Postawiona ocena jest bowiem wypadkową wielu czynników: po części tylko czasu spędzonego nad danym zagadnieniem i umiejętności, a poza tym nastroju, możliwości koncentracji, zdrowia i samopoczucia, aktualnej sytuacji rodzinnej, wrażenia, jakie uczeń wywarł na nauczycielu (a tym samym ciągnącej się za nim opinii), łutu szczęścia, stresu, presji wobec oczekiwań…
Oznacza to, że ocena nie daje prawdziwego obrazu wiedzy, jaką posiada uczeń. Jednocześnie oceny stygmatyzują, podkopują wiarę we własne siły, zaciemniają prawdziwy sens edukacji, demotywują, dają poczucie niesprawiedliwości.
Zastanawiam się, czy wszyscy tego doświadczyli podczas swojego procesu edukacji. Sama dosyć dobrze wspominam czasy szkolne, jednak w pamięci utkwiło mi kilka nieprzyjemnych sytuacji związanych właśnie z ocenami i ogromnym poczuciem niesprawiedliwości. Co ciekawe dotyczą one zarówno oceny niedostatecznej, jak i celującej.

Zacznijmy może od mojej pierwszej jedynki! Pamiętam, jak wróciłam do szkoły po dłuższej chorobie prosto na sprawdzian z ułamków. Nigdy nie należałam do orłów matematycznych, a przyswojenie nowego działu zajmowało mi zawsze trochę czasu. Ze sprawdzianu dostałam jedynkę i pozostałam z ogromnym poczuciem niesprawiedliwości oraz wachlarzem wielu innych emocji i przekonań: zawiodłam, nie jestem zdolna, nie umiem, nie potrafię tego zrozumieć... Drugie wspomnienie dotyczy oceny celującej, jaką otrzymałam z referatu o dinozaurach przygotowanego na lekcję biologii. Było to zadanie dla całej klasy i każdy miał przedstawić swoją pracę. Zanim na dobre zaczęłam mówić, pani nauczycielka powiedziała, że ona wie, że ja to wszystko, jak zawsze, mam świetnie przygotowane, że wystarczy i: „siadaj, szóstka”. Wcale nie ucieszyłam się tą oceną, poczułam wtedy rozczarowanie i zawód. Zdecydowanie wolałam podzielić się swoją wiedzą, odkryciami i tematem, który tak mnie zafascynował, niż dostać za niego nagrodę w postaci dobrej oceny.
Aktualny system oceniania jest wysoce nieudolny. Numeryczny, w dodatku w wąskiej skali: od 1 do 6, kiepsko spełnia oczekiwania, jakim powinien sprostać. Co bowiem mówi nam o uczniu? Czy wiadomo dzięki niemu, co tak naprawdę dany człowiek potrafi, kim jest, jakie są jego zdolności, pasje, nad czym jeszcze mógłby popracować…?