W naszym domu dopiero od niedawna wprowadziliśmy zwyczaj dawania dzieciom kieszonkowego.
Powiedzmy sobie szczerze, gdy dzieci potrzebowały pieniędzy na swoje drobne wydatki, po prostu im je dawaliśmy. Chcieli iść na lody – dostawali parę złotych na lody. Do kina – dostawali na kino. Chłopcom, ponieważ chodzą do szkoły muzycznej, gdzie zajęcia są z „okienkami” – od czasu do czasu dawałam po 5-10 złotych na jakąś przekąskę. Nie musiałam ich z tych pieniędzy rozliczać, bo nie byli rozrzutni. Trochę inaczej było z najmłodszą córką, która jest wyjątkowo towarzyska i najchętniej codziennie chodziłaby z koleżankami na lody albo inne smakołyki.
A więc dostają kieszonkowe. Raz na tydzień. Każde tyle złotych, ile ma lat.
Najmłodsza wydaje wszystko prawie od razu, średni – liczy, liczy i próbuje oszczędzać, ale jest wyznawcą zasady „raz się żyje”, natomiast najstarszy – prawie w ogóle nie ma potrzeby kupowania czegokolwiek. A ponieważ lubi chodzić do kina, zachęcamy go, by oszczędzał na kino. Z przyjemnością zaprasza też młodsze rodzeństwo na lody. I liczy, ile zaoszczędzi do osiemnastki, jeśli nie będzie wydawał kieszonkowego w ogóle...
Jednak nauka oszczędzania to nie tylko kieszonkowe.
Umiejętność zarządzania własnymi pieniędzmi to jeden z jej aspektów. Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że znacznie ważniejszy jest dobry przykład, czyli to, jak zarządzają finansami rodzice. Jaki styl życia prowadzą i jak reagują na zachcianki zakupowe swoje oraz dzieci.
Nie odkryję też Ameryki, jeśli napiszę, że oszczędny i minimalistyczny styl życia bardzo mocno związany jest z ekologią, dbałością o przyrodę. Przyjęło się uważać, że „eko” znaczy „drogo”. Jednak „eko” znaczy też „oszczędnie”. Bo żyjąc ekologicznie, dbamy o zasoby naturalne. Oszczędzamy między innymi wodę, prąd, papier.